Radarowy biznes

Prywatne fotoradary na polskich drogach, czyli jak pieniądze za mandaty trafiają do prywatnych kieszeni pomysłowych przedsiębiorców.

Władze gmin Zawiercie i Czeladź, chcąc poprawić bezpieczeństwo na ulicach, wyposażyły straż miejską w fotoradary. Urządzenia wydzierżawiły od prywatnej firmy, z którą dzielą się zyskami z mandatów. Zdaniem władz obu gmin to idealny układ. - Fotoradary działają odstraszająco na kierowców przekraczających prędkość, mówi Arkadiusz Janeczko, sekretarz Zawiercia. Wątpliwości budzą jednak zasady, na jakich urządzenia wydzierżawiono gminom. Straż miejska, w zamian za korzystanie z nich, dzieli się zyskami z mandatów z firmą „Radar”, od której dzierżawi urządzenia. W Czeladzi, z każdego ściągniętego mandatu, do kasy firmy trafia 40 proc. jego wartości. Z kar w Zawierciu - aż 60 proc. Licząc, że w ciągu roku straż miejska w Zawierciu wystawi 1500 mandatów, każdy po 100 zł, da to sumę 150 tys. zł. „Radar” otrzyma z tego 90 tys. zł. Dla prywatnego przedsiębiorcy to jednak mało. - Jest to działalność nieopłacalna. W ciągu pół roku uzyskaliśmy straty – mówi właściciel firmy. O co więc chodzi w całym interesie, skoro gminy zarabiają grosze, a właściciel „Radaru”, twierdzi, że z dnia na dzień traci tysiące? Straż miejska w Warszawie też ma fotoradar. Spółka gmin i prywatnej firmy dziwi jednak Witolda Marczuka, komendanta Straży Miejskiej w Warszawie. - Jest to pomysł dość kontrowersyjny, żeby zarobki firm komercyjnych zależały od kar nałożonych przez straż miejską – mówi Witold Marczuk. - Tego typu sytuacje są niejasne i mają znamiona patologii – dodaje Julia Pitera z Transparenty International.

podziel się:

Pozostałe wiadomości