Staruszka na torach
Do tragedii doszło 7 grudnia 2018 roku. O godzinie 4:47 rano pociąg Kolei Śląskich ruszył z dworca w Rybniku. Pod Raciborzem, na remontowanym torowisku siedziała 84-letnia kobieta z rowerem, który służył jej za chodzik. Miała ciemne ubrania.
- Między szynami poukładane były stare szyny i ta pani na nich siedziała. Jadąc, nic nie widziałem. Nic nie wskazywało na to, że muszę hamować. W pewnym momencie nastąpiło głośne, silne uderzenie w coś metalowego. Dopiero jak uderzyłem, to się zatrzymałem – opowiada Dariusz Telęga.
Po uderzeniu i zatrzymaniu pociągu maszynista zauważył jedynie zgnieciony rower. Mężczyzna przekonuje, że dokonując oględzin składu nie zauważył żadnych śladów krwi ani ciała kobiety.
- Wysiadłem z pociągu. Nie było żadnych śladów wskazujących na to, że mogłem kogoś przejechać.
Pan Dariusz o zdarzeniu powiadomił dyżurnego ruchu, który pozwolił mu kontynuować jazdę. Leżące na torach ciało starszej kobiety, zauważył maszynista pociągu, który jechał później w przeciwnym kierunku.
Zarzut po pół roku
Okoliczności wypadku, zaraz po zdarzeniu zbadała komisja kolejowa. Nie dopatrzono się winy pana Dariusza, który wrócił do pracy. Pół roku później dowiedział się, że prokuratura postawiła mu zarzut.
- Kolega w pracy powiedział mi, że mam postawiony zarzut niewłaściwego wykonania pracy, w wyniku czego doszło do najechania ze skutkiem śmiertelnym. Ta informacja ścięła mnie z nóg. Nie byłem w stanie funkcjonować. Koledzy, którzy byli obok, musieli wezwać pogotowie – przywołuje Telęga.
Maszynista został oskarżony o nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu i spowodowanie wypadku, którego skutkiem była śmierć innej osoby.
- Przez pierwsze dni czułem się zdruzgotany. Nie wyobrażałem sobie jak mam pójść do pracy pod pręgierzem tego, że mam zarzut. Stwierdziłem, że nie dam rady i poszedłem na leczenie psychiatryczne – przyznaje pan Dariusz.
Eksperyment
Sprawa trafiła do sądu. Maszynista został skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. Sąd dysponował między innymi ekspertyzami biegłych. Jedną sporządził biegły do spraw ruchu drogowego. On też odpowiadał za eksperyment procesowy, którego przygotowanie i wyniki mogą budzić wątpliwości.
- Eksperyment procesowy przeprowadzono 1 czerwca, a do zdarzenia doszło wczesną zimą, na terenach, gdzie jest potężne zadymienie. Była noc, a na międzytorzu leżały stare tory. Podczas eksperymentu jechano innym torem, był inny kąt natarcia na zakręt. Sąd argumentował to tak, że nie wiadomo jak długo musielibyśmy czekać na tożsame [z dniem wypadku – red.] warunki – wylicza mecenas Jakub Lekston.
- Sąd przyjął wyniki eksperymentu procesowego, jako dowód wiarygodny. Między innymi na jego podstawie sąd poczynił swoje ustalenia – mówi Marzena Korzonek z Sądu Rejonowego w Raciborzu.
Z opinii tego samego biegłego wynika, że gdyby maszynista należycie obserwował torowisko – mógłby dostrzec 84-latkę i hamować. Zdaniem obrońców kolejarza takie wnioski są nieuprawnione, bo postawiono je porównując kierowanie pociągiem z jazdą autobusem.
- Nie można porównać specyfiki prowadzenia autobusu do pociągu. Pole widzenia w pociągu jest znacznie zawężone względem autobusu. Sama praca maszynisty nie polega tylko na obserwacji przedpola. Musi operować też na ekranach, w międzyczasie obsługuje radiotelefon. Ten pojazd waży 150 ton, porównywanie go do jazdy autobusem, nie ma żadnego sensu, nawet patrząc na długość drogi hamowania – podkreśla Marek Szwal, maszynista, instruktor Kolei Śląskich.
Drugą ekspertyzę wydał biegły z zakresu kolejnictwa. Nie kwestionował ustaleń eksperta ds. ruchu drogowego. On także stwierdził, że oskarżony miał możliwość zatrzymania pociągu przed siedzącą na torach staruszką.
- Wniosek, że ten pan miał 1,5 sekundy na zatrzymanie, nie jest dla mnie żadnym wnioskiem. To zbyt mały czas na reakcję – dodaje Marek Szwal.
Biegli nie odpowiedzieli na pytanie sądu, czy pan Dariusz wykonując swoje obowiązki miał realną szansę w panujących warunkach, żeby zatrzymać pociąg i uniknąć wypadku. Przyjęli, że mógł to zrobić na postawie analizy zapisu z kamery, która pokazuje przedpole jazdy.
- Wnioski biegłych pozwoliły na ustalenie, że mężczyzna mógł zauważyć pokrzywdzoną, gdyby właściwie obserwował przedpole jazdy, ponieważ pokrzywdzona była widoczna w kamerze. Biegły jest ekspertem i to na jego podstawie sąd podejmował decyzje – podkreśla Marzena Korzonek z Sądu Rejonowego w Raciborzu.
„Nie jesteśmy mordercami”
Wyrok skazujący pana Dariusza zbulwersował całe środowisko kolejarzy. Związki zawodowe ostrzegają, że teraz prokuratorzy mogą stawiać zarzuty maszynistom nawet wtedy, gdy nie mogli uniknąć wypadku.
- Ten maszynista był wzorowym, wieloletnim pracownikiem, co do którego nie było zastrzeżeń. A tutaj wydano wyrok, bo miał 1,5 sekundy na reakcję. To coś abstrakcyjnego. Nie jesteśmy mordercami, którzy przychodzą na służbę i patrzą, kogo by tu zabić na torach – podkreśla Leszek Miętek, prezydent Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych.
- Chciałbym, żeby tego dnia nie było, ale zdarzył się i muszę żyć ze świadomością, że zabiłem człowieka. Ta praca była dla mnie wszystkim, ale nie będę mógł już pracować jako maszynista. Pani psycholog powiedziała, że targają mną zbyt duże emocje i nie mógłbym wykonywać dobrze swoich obowiązków. Cała ta sprawa zniszczyła mi życie, czuję pustkę, bo nie mogę się z tym pogodzić – wyznaje Telęga.
W połowie kwietnia odbędzie się sprawa apelacyjna. Pan Dariusz ma nadzieję, że w sądzie drugiej instancji zostanie uniewinniony.