Dotąd pobyt dziewczynki w rodzinnym domu dziecka finansowało starostwo opolskie. Gdy ten obowiązek przeszedł na starostwo Głubczyckie, nadgorliwi urzędnicy, do których trafiły akta Sylwii, zajrzeli do przepisów. Stwierdzili, że zgodnie z ustawą, gdy w starostwie pojawia się dziecko wymagające opieki, powinien zostać rozpisany konkurs dla placówek opiekuńczych. Problem w tym, że Sylwia już od ośmiu lat wychowuje się u Łyszkowskich i żaden konkurs nie jest potrzebny. - Urzędnik za imieniem i nazwiskiem dziecka widzi tylko teczkę, czy segregator w szafie w biurze, nic więcej. Nie jest to żywa i czująca istota – denerwuje się Wojciech Łyszkowski, który wspólnie z żona prowadzi dom „Bona Familia”. To, że dziewczynka powinna zostać w dotychczasowym domu nie jest oczywiste dla starosty. Choć w oficjalnej rozmowie przyznał, że konkurs w tym konkretnym przypadku jest złym pomysłem, to w nieoficjalnej stwierdził, że mimo to musi go rozpisać. Pracownicy wydziału polityki społecznej z Opola, którzy nadzorują dom „Bona Familia”, byli zbulwersowani tym, że ktoś próbuje rozbić kochającą się rodzinę. - Nie powinna mieć taka sytuacja miejsca, ponieważ przede wszystkim liczy się dobro dziecka. Umowa Łyszkowskim powinna być przedłużona bezproblemowo – mówi Piotr Mościcki, rzecznik urzędu wojewódzkiego w Opolu. W czasie naszej wizyty w starostwie urzędnicy chyba jednak zrozumieli, że uparte trzymanie się absurdalnych decyzji nie ma sensu. Udało nam się nagrać jednego z nich, gdy w tajemnicy przed nami zlecał sekretarce, jak najszybsze wysłanie umowy do Łyszkowskich, która na 11 miesięcy przedłuża im opiekę nad Sylwią. Zobacz także:Cenny czas urzędnikaBo taka jest proceduraNie oddam dzieci!Wojewoda jak pan na zagrodzie