Stalking, czyli długotrwałe, uporczywe prześladowanie w polskim prawie to przestępstwo ścigane od 2011 roku. W praktyce wiele ofiar stalkingu wciąż ma problem z uwolnieniem się od prześladowcy.
Niewinne, internetowe spotkania
21–letni Łukasz C. prześladuje kilka kobiet. Nasza reporterka spotkała się z pięcioma z nich. Ofiar stalkera może być znacznie więcej. Zaczynało się od zwykłych rozmów, na jednym z internetowych portali.
- Na początku wydawał się w porządku. Zaczął normalnie rozmawiać. Tylko moja babcia powiedziała, że jak tylko go zobaczyła to miała złe przeczucia, że jego twarz zdradzała prawdziwą naturę – mówi jedna z ofiar.
17-letnia Magda, mieszka pod Wrocławiem. W przeciwieństwie do innych dziewczyn nigdy nie spotkała osobiście Łukasza C.
- Dostawałam dziwne wiadomości. Strasznie nakłaniał na spotkanie. Nie byłam pewna, czy chcę, bo dopiero się poznaliśmy. Pisał do mnie nawet dziesięć razy dziennie. Nie akceptował odmowy. Pisał do mnie strasznie obleśne teksty. Powiedziałam mu dosadnie, co o tym myślę i wtedy się zaczęło. Zaczął mnie szantażować, że jeśli nie spotkamy się na seks to wrzuci do sieci nagranie, jak jestem naga – mówi Magda.
Schemat był zawsze ten sam
W podobnym czasie, na tym samym portalu, Łukasz C. zaczepił 14-letnią wówczas Dorotę. Matka dziewczyny dość szybko zorientowała się, z kim do czynienia ma jej córka.
- Córce powiedział, że ma 16 lat. Mój partner sprawdził jego konto na portalu społecznościowym i zauważył, że on tam wyzywa jakąś inną dziewczynę. Zaczęliśmy jej tłumaczyć, że może stać się jego następną ofiarą – opowiada Barbara, matka Doroty.
Matka zabroniła córce spotykać się z Łukaszem C. 21-latek zaczął grozić kobiecie i jej dwóm córkom. Pani Barbara skontaktowała się z innymi ofiarami Łukasza C., które mężczyzna obrażał w mediach społecznościowych.
Schemat jego działania za każdym razem był bardzo podobny: nawiązywał kontakt z dziewczyną, bardzo szybko - i czasem wbrew jej woli - angażował emocjonalnie, a potem reagował chorobliwą zazdrością.
„Chciałam podciąć sobie żyły”
Wszystkie ofiary 21-letniego Łukasza C. ze swoją sprawą zwracały się na policję.
- Spytałam policjanta, co mam robić? Odpowiedział, że to moja sprawa i mam robić, co uważam. Powiedział, że nic takiego się nie stało. Stwierdziliśmy, że pójdziemy na inny komisariat. Tam policjant poczytał te wiadomości i powiedział, że jego zdaniem on niczego nie wrzuci do sieci. Stwierdziłam, że skoro nikt nie może pomóc to chyba najlepiej się zabić. Nadarzyła się okazja, gdy byłam sama w domu. Chciałam podciąć sobie żyły, ale wujek wrócił do domu – wspomina jedna z dziewczyn.
Weronika również poszła na policję. Towarzyszył jej partner, który został pobity przez Łukasza C. Mężczyzna został skazany, sędzia wysłał go na przymusowe prace społeczne. Stalking zlekceważono. Z kolei matka Doroty informowała policję, że nękanie nie ma końca.
- Każde zgłoszenie było odnotowywane. Sprawca był dwukrotnie zatrzymywany i wypuszczany. Są zastosowane wobec niego środki zapobiegawcze w postaci dozoru policyjnego i zakazu zbliżania się – mówi Dominika Półtorak z Komendy Powiatowej Policji w Bochni.
Co dalej?
W czasie, gdy powstawał nasz reportaż prokuratura postawiła Łukaszowi C. zarzuty. Ale 21-latek nie został aresztowany.
- Przedstawiono mu trzy zarzuty, jednak 21-latek nie stawiał się do prokuratury. Dopiero po jego doprowadzeniu i przesłuchaniu można zastosować inne środki zapobiegawcze. Wydaje się, że w tej sprawie interesy pokrzywdzonych zostały zabezpieczone. Nie było podstaw by go tymczasowo aresztować, mówi Barbara Grądzka z Prokuratury Rejonowej w Bochni.
Policja i prokuratura przekonują, że zrobiły wszystko, by pomóc ofiarom stalkera.
Jednak one same podkreślają, że dalej żyją w strachu i niepewności.
- Poczułam, że nie ma sprawiedliwości. Bałam się jeździć sama do szkoły, a mam do niej daleko. Nie wychodziłam sama z domu. Jestem z tym pozostawiona sama sobie - mówi Magda, jedna z ofiar.