- Przejechałem na hulajnodze niecały kilometr. I nagle przed oczami ściana. Okazało się, że leżę na ziemi – opowiada pan Piotr.
- Wybiegłam z mieszkania, zobaczyłam, jak syn siedzi pochylony, krew broczy, zbiegli się ludzie. Wybiegła też pani z kiosku, bo usłyszała huk – wspomina pani Bogumiła, matka pana Piotra.
- Ten pan leżał głową na chodniku, przez chwilę był przymroczony, nie ruszał się – przywołuje sytuację kioskarka.
Wypadek na hulajnodze
Wezwana na miejsce karetka zabrała pana Piotra do szpitala. Na miejscu okazało się, że mężczyzna doznał skomplikowanego złamania palców obu rąk.
- Stwierdzono złamania trzech kości śródręcza – pokazuje zdjęcia ze szpitala pan Piotr.
- Na chodniku nie ma tam żadnej wyrwy, żadnego ustępu, czyli czegoś co mogłoby spowodować ten wypadek – zaznacza matka pana Piotra.
- W nic nie uderzyłem, nikt mi nie wyszedł i nikt we mnie nie wjechał. Okazało się, że urwało się koło. Samo – podkreśla pan Piotr.
Policjanci przekazali pozostałą na miejscu hulajnogę do badania. Okazało się, że przyczyną wypadku była całkowita korozja urządzenia, która spowodowała, że podczas jazdy od hulajnogi odpadło przednie koło.
Czego domagać może się poszkodowany?
- Poszkodowany może domagać się zwrotu kosztów leczenia, zadośćuczynienia pieniężnego, utraconych dochodów, wszelkich roszeń odszkodowawczych od ubezpieczyciela OC, a jak takiego ubezpieczenia nie ma, może domagać się bezpośrednio odszkodowania lub zadośćuczynienia od operatora hulajnogi elektrycznej – mówi radca prawny Piotr Stosio.
Wydawało się, że sprawa jest prosta, a uzyskanie odszkodowania od firmy wypożyczającej hulajnogi to formalność.
Bolt to globalny gigant technologiczny, a za pomocą jego telefonicznej aplikacji można m.in. zamówić taksówkę, wynająć elektryczny rower lub hulajnogę. Firma działa w 45 krajach, a jej przychody za zeszły rok wyniosły dwa miliardy euro. W razie kłopotów firma zaleca klientom kontakt przez napisanie e-maila lub aplikację. Pan Piotr zrobił to niezwłocznie.
- Okazało się, że nie przyznają do winy, że w ogóle nie czują się odpowiedzialni. Ciężko jest z kimkolwiek się porozumieć, ponieważ wszystko jest przez aplikację i prawdopodobnie nie z człowiekiem tylko z botem – podkreśla pan Piotr.
- Uzyskanie jakichkolwiek informacji od żywego człowieka w firmie Bold nie jest łatwą sprawą nawet dla dziennikarzy. Firma poleca kontakt przez internetowy czat, ale w przypadku pana Piotra nic to nie dało – mówi Tomasz Patora, autor reportażu.
- Po kilku dniach starań otrzymaliśmy pisemną odpowiedź na nasze pytania dotyczące sprawy pana Piotra od managera Bolta, rezydującego w Estonii. Bolt twierdzi między innymi, że każda hulajnoga przechodzi kontrolę bezpieczeństwa, co dwa, trzy dni, ale przeczy temu opinia biegłego, który badał kompletnie zardzewiały sprzęt – zaznacza porter Uwagi!
Biegły, który badał hulajnogę napisał:
„Stan skorodowania wskazuje, że korozja postępowała od długiego czasu, nie krótszego niż kilka miesięcy. Użytkownik pojazdu nie mógł wiedzieć o postępującej korozji układu (…). Stan ten mógł zaistnieć w wyniku zaniedbania osoby zajmującej się utrzymaniem hulajnogi, we właściwym stanie technicznym”.
Menagera z Estonii poprosiliśmy o rozmowę przed kamerą, ale kategorycznie odmówił.
- Firma Bold, dopóki wszystko idzie po ich myśli, jest zadowolona, a gdy jest jakiś problem, to umywają ręce – uważa pan Piotr.
Mimo że od wypadku minęło kilka miesięcy, pan Piotr wciąż nie wrócił do pełnej sprawności. Popadł też w finansowe problemy, bo wciąż płaci krocie za intensywną, prywatną rehabilitację, a niesprawna dłoń uniemożliwia podjęcie pracy.
- Dalej mam problem, żeby zginąć całą rękę, żeby zamknąć całą dłoń. Nawet tak błahej sprawy jak wyciśnięcie pasty na szczoteczkę, nie jestem w stanie dokonać – mówi mężczyzna.
Działania prokuratury
Kolejnym niespodziewanym ciosem była dla pana Piotra decyzja organów ścigania. Mimo jednoznacznej opinii biegłego, prokurator uznał, że nie doszło do popełnienia przestępstwa i umorzył śledztwo.
- Oczywiście napisałem odwołanie, zażalenie od tej decyzji i zostało ono uwzględnione – mówi pan Piotr.
- Prokurator z chwilą wpłynięcia zażalenia uznał je za słuszne i podjął decyzję o jego uwzględnieniu, celem korygowania własnego błędu, polegającego na tym, że poza polem jego widzenia pozostała kwestia ewentualnego narażenia pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – mówi Oliwia Bożek-Michalec, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
W mailu od Bolda napisano: „Potwierdzamy, że otrzymaliśmy roszczenie prawne od użytkownika zaangażowanego we wspomniany incydent. Ze względu na trwające postępowanie prawne nie komentujemy tej konkretnej sprawy”.
- Zamierzam wytoczyć proces cywilny, bo uważam, że ich wina jest bezsprzeczna. Chociażby po to, by każdy zobaczył, że można wygrać z taką dużą firmą, żeby nikt nie został pokrzywdzony później – kwituje pan Piotr.
Autor: wg
Reporter: Tomasz Patora