Oddział antyterrorystów w ubiegłą środę wkroczył wczesnym rankiem do mieszkania w Opolu. Policjanci przestrzelili zamki i wyważyli drzwi. W mieszkaniu były dwie małe dziewczynki, ich opiekunka i wujek. Policjanci mieli nakaz przeszukania mieszkania, w którym według prokuratora mogły znajdować się przedmioty pochodzące z kradzieży. Brat jego właścicielki był bowiem podejrzewany o kontakty z grupą przestępczą. Wszystko wydarzyło się pod nieobecność właścicielki mieszkania Karoliny S. Gdy wróciła, z przerażeniem odkryła, że w ścianie naprzeciw drzwi jest kula. Zamarła z przerażenia na myśl, co by się stało, gdyby jej dzieci, obudzone hałasem, wybiegły do przedpokoju w chwili, gdy wchodzili do niego policjanci. Karolina S. zamierza złożyć w prokuraturze zażalenie na postępowanie policjantów. Chce odszkodowania za straty, jakie wyrządzili. Rzecznik Komendy Miejskiej w Opolu Sławomir Szorc tłumaczy jednak, że przed wkroczeniem do mieszkania funkcjonariusze pokazali nakaz i ostrzegli mieszkańców. Udział antyterrorystów według policji był uzasadniony, bo brat właścicielki jest podejrzany o kradzieże i włamania. - Mieliśmy informację, że poszukiwany mężczyzna może być uzbrojony - mówi Sławomir Szorc. - Według standardowej procedury w takim przypadku wykorzystaliśmy funkcjonariuszy sekcji antyterrorystycznej. Podczas zatrzymania poszukiwany mężczyzna leżał na łóżku, przytulając się do dwójki dzieci. Policjanci musieli więc najpierw odebrać mu dzieci. Zaraz po akcji dziewczynkami zajął się policyjny psycholog, tłumaczy rzecznik.