Każde duże polskie miasto ma swoje zakazane dzielnice. Ich mieszkańcy boją się po zmroku wyjść z domu, by wyrzucić śmieci. Ulicami rządzą młodociani dresiarze. Osiedla dzielą się na obszary, do których prawo mają wejść tylko ”swoi”. Każdy, kto z zewnątrz, może zostać bezlitośnie pobity. Mieszkańcy przyglądają się temu z okien, rzadko zawiadamiają policję. Policja rzadko interweniuje, a jeśli już – to często nieskutecznie. Czy taki jest jedyny obraz polskich bokowisk? I czy taki być musi? Jednym z takich osiedli jest rzeszowska Baranówka. Ekipę UWAGI! oprowadzali po niej dwaj zakapturzeni młodzieńcy. Pokazywali: - Tu pod klatkami siedzą kibice Resovii, pod garażami – ci od Stali Rzeszów. ”Strefy wpływów” dzieli kładka nad ulicą. Kiedy na nią weszliśmy, z drugiej strony zaczęli nam wygrażać inni zakapturzeni młodzieńcy, a gdy przekroczyliśmy jej połowę, podbiegł do nas jeden z nich i próbował sprowokować do bijatyki. Kamera jednak go powstrzymała. - W dzień da się tędy przejść, ale po 18. nikt spoza nie ma tu prawa się pojawić – mówi nasz przewodnik. – Na ulicach rządzi ten, kto silniejszy. Naczelnik sekcji prewencji Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie podinsp. Adam Tworzyło jest innego zdania: według niego Baranówka może nie należy do osiedli najspokojniejszych, ale nie odbiega od normy. Czy taka ma być polska norma bezpieczeństwa? Nie zgadzają się na nią mieszkańcy innego osiedla osławionego z powodu przestępczości – krakowskiej Nowej Huty. Tutaj też po zmierzchu rządzą watahy wyrostków i toczy się kibolska wojna. Jej ofiarą padają postronni ludzie. W 2003 r. zabity został nastoletni Filip, zwyczajny chłopak, nie kibic – po prostu nie spodobał się grupce łysych. Jesienią ubiegłego roku Kamil, student AGH, został zaatakowany siekierą. Cudem przeżył. Jego rodzice zaczęli zbiórkę podpisów pod petycją o wprowadzenie konkretnych gwarancji bezpieczeństwa na ulicach. Akcja na jednym osiedlu rozszerzyła się na całą Polskę, zainteresowały się nią media, wsparli niektórzy posłowie. Zmobilizowała też policję. - W Krakowie widać poprawę bezpieczeństwa na osiedlach – mówi mł. insp. Andrzej Skowroński z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. – To zasługa przede wszystkim mieszkańców, którzy nie boją się informować policji o podejrzanych grupkach młodzieży. Podobnie jak w Nowej Hucie, także policja w Katowicach prowadzi na tamtejszym osiedlu Gwiazdy, bastionie chuliganów, akcję ”bezpieczne osiedle”: więcej patroli, legitymowanie wszystkich podejrzanie wyglądających. - Okazuje się, że średnio na 10 legitymowanych osób, tylko 3 mieszkają na tym osiedlu – mówi Magdalena Szymańska – Mizera z Komendy Miejskiej Policji w Katowicach. ”Goście” to chuligani z innych osiedli, polujący w grupach na wrogów. I przy okazji terroryzujący zwyczajnych mieszkańców. Tak mieszkańcy Nowej Huty, jak osiedla Gwiazdy zauważyli większą liczbę patroli, czują się bezpieczniej, mają większe zaufanie do policji. Okazuje się, że niewiele trzeba, by ukrócić bezkarność chuliganów: nie są tacy straszni – to tylko rozwydrzone wyrostki, których ośmiela bezczynność mieszkańców i policji. Jak mówi zajmujący się trudną młodzieżą pedagog Krzysztof Śmiechowski, wystarczy, że mieszkańcy dostrzegą większą stanowczość policji, a będą częściej ją informować. Chodzi o to, by ludzie przestali się bać, by przestało być tak, że: - Policja przyjeżdża, przeprasza awanturujących się młodych ludzi, i mówi: ”Wiecie panowie, tutaj dzwonią z jednej klatki mieszkańcy…” – mówi Krzysztof Śmiechowski. – Szkoda, że nie podają numeru, spod którego dzwonią. I to cała interwencja. Przeczytaj także:Idą na wojnę z bandytyzmem!Rozmowa z panią Moniką Ryniak, matką ciężko pobitego przez bandytów Kamila, inicjatorką akcji ws. zaostrzenia prawa karnegoSamotna walka z chuliganamiBezkarnie biją i kradnąBezkarni młodzi bandyci ---strona---