Andrzej Wójcik wspólnie z koleżanką Dorotą prowadzą w Lublinie fundację ”Wolność od religii”. Wraz z innymi polskimi organizacjami zrzeszającymi ateistów, wymyślili kontrowersyjną kampanię reklamową, która ma zwrócić uwagę na problem dyskryminacji mniejszości, która nie wierzy w Boga. - Te plakaty były skierowane do osób niewierzących. Były skierowane do osób, które boją się wyjść z cienia i boją się przyznać do tego, że nie wierzą. Nie chodzi o to, żeby walczyć całkowicie na miecze z Bogiem i z religią. Chodzi o to, żeby ta przestrzeń publiczna była wolna od jakiejkolwiek religii. Żeby ona była dla wszystkich, a nie tylko dla grupy wybranej – mówi Andrzej Wójcik. - Uważam, że kwestia wiary i niewiary w ogóle nie powinna znajdować się na billboardach. I pewnie nie wpadlibyśmy na to, gdyby nie to, że notorycznie spotykamy się z takimi billboardami z przekazem religijnym – dodaje Dorota Wójcik. Fundacja gromadzi ludzi różnych zawodów walczących o to, by religia opuściła przestrzeń publiczną i stała się sprawą wyłącznie prywatną. Domaga się między innymi usunięcia lekcji religii z publicznych szkół oraz krzyży z publicznych urzędów. Stara się też pomagać niewierzącym, którzy czują się szykanowani. - My jako Fundacja otrzymujemy bardzo dużo maili od osób z mniejszych miejscowości i te osoby rzeczywiście nigdy nie mogą mówić głośno o swoim ateizmie, o swoim prawdziwym światopoglądzie. Jeśli już się wieś rozniesie po wsi, to z reguły spotykają się właśnie z problemami, np. z zatrudnieniem w urzędzie gminy. Mam też bardzo dużo spraw dotyczących apostazji. Nie można odejść od kościoła nie spełniając wymogów formalnych narzuconych przez kościół. I tak dalej jest to kwestia indywidualnej decyzji proboszcza. Niektóre osoby czekają już sześć lat – opowiada Dorota Wójcik. Tego typu problem ma pan Bolesław, który od lat ciężko choruje. Kilka lat temu dokonał apostazji, ale w szpitalu okazało się, że to za mało. - Kapelan pozwalał sobie na za dużo. Uważał, że muszę być katolikiem, dlatego że moja żona jest katoliczką. Chciał nawet zapewnić mi pogrzeb katolicki, kiedy byłem w trudnej sytuacji życiowej, leżałem na OIOM-ie – wspomina pan Bolesław. Mężczyzna obawiając się, że rodzina - wbrew jego woli - zorganizuje mu po śmierci katolicki pochówek chciał, by z wszystkich parafialnych ksiąg zniknęły ślady jego przynależności do Kościoła. Gdy Generalny Inspektor Ochrony Danych osobowych odmówił interwencji w tej sprawie, pan Bolesław poszedł do sądu. W pierwszej instancji przegrał. - Będę walczył dalej. Jeśli tylko starczy sił i pieniędzy – przekonuje. Pan Bolesław nie jest pozbawiony szans. Podobna sprawa, założona przez Roberta Biniasa, prawnika ze Śląska zakończyła się już wyrokiem zmuszającym inspektora danych osobowych do działań wobec Kościoła. - W 92 roku spróbowałem wystąpienia z kościoła wg ich zasad. W 2010 roku, jak coś mnie tknęło i sprawdziłem swoje akta w kościele okazało się, że nadal figuruję w tych aktach jako pełnoprawny katolik. Sąd orzekł, że GIODO odmawiając mi rozpatrzenia właściwie mojej sprawy nie miał racji – mówi Robert Binias. Billboardowa akcja firmowana między innymi przez fundację ”Wolność od religii” dobiegła już końca, jednak nie oznacza to końca dyskusji o tym, gdzie ma przebiegać granica między swobodą manifestowania poglądów przez wszystkie grupy społeczne i religijne, a poczuciem ateistów, że nie są dyskryminowani przez państwo, w którym żyją. Co więcej, wiele wskazuje na to, że taka dyskusja dopiero przed nami.