- Szedłem po chleb. Patrzę leżą dwa krążki. Wziąłem je i przyniosłem do chlewika. Poszedłem na złom sprzedać je. Nie pracuję. Mam opiekę nad mamą, która ma 84 lata. Nie chodzę po śmietnikach, żeby zbierać złom. Okazyjnie wtedy znalazłem dwa krążki przy żywopłocie, to wziąłem. Chciałem zarobić parę złotych – opowiada Kazimierz Wołkowski. Właściciel skupu złomu nie przyjął ciężarków, bo podejrzewał, że mogły zostać skradzione z siłowni, do której kilka dni wcześniej ktoś się włamał. O wizycie pana Kazimierza powiadomił policję. Dwa dni później policjanci z Lidzbarka Warmińskiego przyjechali po pana Kazimierza i zabrali go na komendę, bo podejrzewali, że może mieć coś wspólnego z włamaniem i kradzieżą w siłowni. ---ramka 23570|prawo|--- - Wzięli mnie na piętro do pokoju. Siedziało tam czterech policjantów po cywilnemu. Zaczęli mnie przesłuchiwać skąd mam krążki. Powiedziałem, że znalazłem. A oni w kółko: skąd je mam, kto mi je dał. Kazali mi ściągnąć skarpety i klęknąć na krześle. Twarzą do ściany. Podszedł i dał mi pięć razy po stopach. I znowu pytał skąd mam krążki i kto je mi dał - mówi Kazimierz Wołkowski. Po przesłuchaniu mężczyzna spędził noc w policyjnym areszcie. Nazajutrz znów zabrano go na kolejne przesłuchanie. - Dostałem cztery serie po pięć czy sześć razy. Zęby zacisnąłem, łzy mi poszły z bólu. Straszny ból. Trząsłem się jak galareta. Z tego bólu nie wiedziałem, co robić. Powiedziałem, że to sąsiad. Potem odwoływałem te zeznania, bo sąsiad nic nie ukradł – tłumaczy Kazimierz Wołkowski. Po przesłuchaniu pana Kazimierza policjanci przywieźli na komisariat jego sąsiada. - Krzesło stało, kazali mi klęknąć. Zdjąłem buty i skarpetki. Jeden trzymał a drugi lał mnie po stopach. To był niesamowity ból. Pałką po stopach. Krzyczałem z bólu. Na końcu przesłuchania powiedziałem, że ich zaskarżę, więc dostałem w twarz. Miałem podbite oko - mówi Krystian Jacyno. Obaj mężczyźni powiadomili prokuraturę o wydarzeniach w Komendzie Powiatowej Policji w Lidzbarku Warmińskim. Biegły lekarz nie miał wątpliwości, że rany na nogach powstały w wyniku bicia gumową pałką. Śledztwo prowadziła prokurator z kilkumiesięcznym stażem. Po siedmiu miesiącach ustaliła, że obaj mężczyźni zostali pobici. Śledztwo zostało jednak umorzone, bo prokuratura nie potrafiła ustalić, który policjant uderzał pokrzywdzonych. - Policjanci, którzy brali udział w tym zdarzeniu niestety okazali się sprytniejsi od nas. Zrobiliśmy w tej sprawie wszystko, co było do zrobienia. Byli lepsi – tłumaczy Radosław Snopek, Prokurator Rejonowy w Bartoszycach. - Zderzyłam się z murem milczenia ze strony policji. Żaden z policjantów nie powiedział, żeby widział, słyszał, żeby coś negatywnego działo się w komendzie podczas krytycznych dni. Materiał dowodowy w postaci innych świadków niż funkcjonariusze - opinia biegłego, konfrontacja przeprowadzona z pokrzywdzonymi, zeznania samych pokrzywdzonych doprowadził mnie do wniosku, że doszło do czynów zabronionych – mówi Anna Andruszkiewicz, asesor Prokuratury Rejonowej w Bartoszycach. Mimo takich ustaleń prokuratury, żaden z policjantów, który uczestniczył w pobiciu obu mężczyzn, nie poniósł konsekwencji. Do dziś pracują w komendzie Powiatowej Policji w Lidzbarku Warmińskim. - Jestem przeciwny stosowania jakiejkolwiek przemocy Policjanci tej jednostki wykonują swoją pracę zgodnie z prawem, tak jak mówią przepisy. Przepisy nie pozwalają na tego typu zachowania. Nie ma miejsca w naszych szeregach dla nikogo, kto taką przemoc stosuje, nie ma tolerancji dla takich zachowań. Takie osoby powinny być od razu usuwane z naszych szeregów. Przepisy prawa, jakie obowiązują w tym kraju, nie dały mi możliwości do podjęcia żadnych indywidualnych środków dyscyplinarnych. Ja po otrzymaniu informacji podjąłem również czynności wyjaśniające. Podobnie jak postępowanie prokuratorskie, nie umożliwiło sformułowania jakichkolwiek zarzutów jakiemukolwiek z funkcjonariuszy – tłumaczy mł. insp. Tomasz Kamiński, komendant Powiatowy Policji w Lidzbarku Warmińskim. - Ktoś tutaj prawdy nie mówi. Bo jeżeli wszyscy policjanci byli przesłuchani, i wszyscy twierdzą, że nie miało miejsca a przynajmniej nie wiedzą, żeby ci panowie zostali pobici, a obdukcja stwierdza, że to pobicie miało miejsce, to nie ma możliwości, żeby wszyscy mówili prawdę - uważa Piotr Kładoczny, Helsińska Fundacja Praw Człowieka. - Porównałbym te metody do lat 50. i 40. Jakikolwiek funkcjonariusz pracujący w policji, który bije nie powinien tam pracować. To jest zwykły przestępca, bandyta – dodaje Radosław Snopek, Prokurator Rejonowy w Bartoszycach. Pokrzywdzeni mężczyźni nie potrafią wskazać, którzy policjanci ich bili. Razy pałką zadawane były od tyłu, a w pomieszczeniu było wtedy kilku funkcjonariuszy. To, że przesłuchiwani zostali pobici nie budzi jednak wątpliwości. Dlatego pokrzywdzeni złożyli zażalenie na postanowienie prokuratury. Będą też domagać się wysokiego zadośćuczynienia za pobicie podczas przesłuchania.