Pedofil w domu dziecka

Mężczyzna pracujący jako wolontariusz w jednym z domów dziecka robił jego wychowankom zdjęcia nago, a potem publikował je w Internecie. Wolontariusz był uczestnikiem programu "starszy brat, starsza siostra", miał pomagać dzieciom w nauce i mógł je zabierać poza placówkę.

Jarosław N., 27 letni student pedagogiki opiekował się dziećmi ze szczecińskiego domu dziecka. Trafił tu dwa lata temu jako wolontariusz. Gdyby nie anonimowy donos, który otrzymała dyrektorka domu dziecka pracowałby tu nadal. Pedofil wykorzystywał, co najmniej, dwóch chłopców, sześcioletniego i dziewięcioletniego. - On nie szukał ustronnych miejsc – mówi Karolina Pikus, dyrektor Domu Dziecka nr 2 w Szczecinie. - Bardzo często przebywał z dziećmi na świeżym powietrzu. Widać było, że dzieci go lubią. Nie zachowywał się w sposób, który mógłby sugerować, że możemy mieć jakieś podejrzenia, co do jego osoby. - Dyrektorka jednego z domów dziecka powiadomiła policję, że jeden z pracowników, a właściwie wolontariuszy może rozpowszechniać poprzez internet zdjęcia pornograficzne - mówi nadk. Maciej Karczyński, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie. - Podczas przeszukania policjanci znaleźli ogromną liczbę twardych dysków. Znaleziono też komputer, kamerę wideo, aparat cyfrowy jak również dwa telefony komórkowe. Jarosław N. zgłosił się kilka lat temu do stowarzyszenia zajmującego się między innymi wolontariatem. Po krótkim szkoleniu teoretycznym mógł pracować z dziećmi. Przepisy, bowiem nie wymagają żadnych badań ani weryfikacji kwalifikacji wolontariusza. - Trafił do nas z firmy zrzeszonej, która kształci wolontariuszy – mówi Jakub Śpiewak, prezes fundacji Kidprotect.pl. – Pracował na kilku grupach i miał dobrą opinię wśród wychowawców, dzieci go lubiły. Nie budził podejrzeń, że mógłby robić krzywdę dzieciom. Wolontariusz przechodzi szkolenia, wypełnia szczegółową ankietę. Później jest monitorowany w ten sposób, że pozostajemy w stałym kontakcie z wolontariuszem, rodzicem i dzieckiem. - To, że on tam trafił oznacza, że zawiódł system weryfikacji kandydatów – komentuje Paweł Roszkowski ze stowarzyszenia ”Polites”. – My nie pracujemy z dziećmi, a i tak, zanim wolontariusz pójdzie do tzw. drażliwych prac to musi pobyć u nas pół roku, żebyśmy mogli mu się przyjrzeć. Zobaczyć, kto to jest i czy nie jest to czasem osoba, która ma złe intencje. Okazuje się, że nikt nie sprawdzał przeszłości Jarosława N. My dotarliśmy do innego domu dziecka, w którym mężczyzna pracował społecznie przed kilkoma laty. Pomagał dzieciom w nauce obsługi komputerów. Jednak dyrektorka tego domu dziećmi zaniepokojona jego zachowaniem zrezygnowała z jego pracy. - Zaczęło mnie niepokoić to, ze za często chce tu być – mówi pani dyrektor. – Miałam takie poczucie, jakby chciał stać się jednym z naszych podopiecznych. – To był młody człowiek, który powinien interesować się czymś innym, np. dziewczynami. Za długo i za często chciał tu być. Na początku tego roku Jarosław N. trafił do ośrodka interwencji kryzysowej na terapię. Jednak przerwał ją po kilku spotkaniach. Nikt nie chce zdradzić czy terapia ta była związana z jego skłonnościami pedofilskimi. Władze miasta, które nadzorują pracę domów dziecka na razie nie są w stanie odpowiedzieć, kto popełnił błąd. Twierdzą, że o podejrzeniach wobec Jarosława N. nie wiedziały, ale zapowiadają, że sprawę dokładnie wyjaśnią. - Ja jestem zdziwiony tym, że dziś padają z różnych stron informacje, że byli ludzie, którzy już o tym wiedzieli – komentuje Tomasz Jarmoliński, wiceprezydent Szczecina. Jeśli tak było, to pracownicy Urzędu Miejskiego powinni zostać poinformowani. Także, jeżeli ktoś wiedział, a nie powiedział, to rzeczywiście popełnił dość poważne wykroczenie. Jarosławowi N. został aresztowany na trzy miesiące przez szczeciński sąd. Postawiono mu zarzut obcowania z małoletnim poniżej 15 roku życia, a także utrwalania treści pornograficznych. Grozi mu do 12 lat więzienia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości