Ostry dyżur na rauszu

Dyżurny komendy policji w Lęborku odebrał telefon informujący o tym, że lekarka w miejscowym szpitalu jest pod wpływem alkoholu. Według dzwoniącego nie był to pierwszy raz. - Podobno dzisiaj na OIOM mieli też zgon, a lekarka nie poszła na reanimację na oddział – powiedział policji informator. Policja od razu wysłała patrol. W torebce Marii R. znaleźli butelkę z alkoholem.

- Przyjechali, przyszli do mnie do dyżurki na chirurgię i powiedzieli, że jeden z lekarzy jest prawdopodobnie pod wpływem alkoholu. Poszliśmy do pani doktor. Była w pokoju i czytała gazetę. Była bardzo zaskoczona - wspomina Zbigniew Lewandowski, Naczelny Lekarz Szpitala Powiatowego w Lęborku. Podinspektor Piotr Pesta także uczestniczył w interwencji - Po sprawdzeniu stanu trzeźwości okazało się, że ma jeden promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Jest to już stan, w którym osoba jest już dosyć mocno pijana. Lekarka została natychmiast odsunięta od pracy. Na jej miejsce wezwano innego lekarza. Wcześniej jednak, jako anestezjolog, uczestniczyła w reanimacji pacjentki innego oddziału. Kobieta zmarła. Prokuratura sprawdza, czy lekarka przyczyniła się do jej śmierci. Rodzina zmarłej pacjentki wciąż jest zaszokowana. - Przypuszczam, że gdyby nikt nie zadzwonił na policję, to lekarka skończyłaby dyżur, poszła do domu, wytrzeźwiała i następnego dnia znów przyszła do pracy. I następnego dnia mogłoby się to powtórzyć i padłoby na czyjąś matkę, ojca, syna, na kogoś kto potrzebował pomocy i jej nie otrzymał - mówi Justyna Śmiechowska, wnuczka zmarłej pacjentki. - Taka osoba na dyżurze to jest zabójstwo - dodaje Zofia Śmiechowska, córka zmarłej. Zbigniew Lewandowski mówi, że był bardzo zaskoczony. - W naszym szpitalu takich przypadków nie było, a jeśli były, to były wychwytywane w odpowiednim czasie, zanim cokolwiek się wydarzyło. Nie miałem żadnego podejrzenia jeżeli chodzi o używanie alkoholu w godzinach pracy przez tę panią doktor. Nikt mi o tym nie mówił. Zebrane przez nas informacje wskazują na to, że wpadka doktor R. była tylko kwestią czasu. Lekarka już kilkakrotnie zmieniała pracę. 10 lat przepracowała w szpitalu w Wejherowie. Jego dyrekcja nie chciała się wypowiedzieć na temat pracy Marii R. Dowiedzieliśmy się jedynie, że lekarka odeszła na własną prośbę. Za to w kolejnej placówce - w Pucku - przyznają, że problemy doktor R. nie były tajemnicą. - Przyznała się do swojego problemu na dzień dobry twierdząc, że się leczy, że już nie sięga po alkohol. Że ma świadomość wszystkich zagrożeń, że gdybym miała jakiekolwiek wątpliwości, podda się badaniu krwi. I nigdy niczego nie mogłam jej zarzucić. Natomiast nigdy nie była lekarzem samodzielnie pracującym, a ja rozmawiałam o tym z jej przełożonymi - wspomina dr Ewa Bonk – Woźniakiewicz, dyrektorka Szpitala Powiatowego w Pucku. Nasz reporter usiłował umówić się na spotkanie z panią Marią R. - Po prostu napluto na mnie i tyle. W szpitalu w Lęborku, tak, jak w Pucku wiedzieli, że mam problem alkoholowy – tłumaczy lekarka. Po rozmowie telefonicznej nie chciała już z nami rozmawiać. Andrzej Sapiński, dyrektor szpitala powiatowego w Lęborku, dokąd Maria R. przeszła po dwóch latach pracy w Pucku twierdzi, że o jej chorobie nie wiedział. A sama lekarka zrobiła bardzo dobre wrażenie, gdy przyjmowano ją do pracy. Nie przypomina sobie jednak, żeby mówiła o problemie z alkoholem. Zdaniem specjalistów, samo przyznanie się do nałogu jest bardzo ważne. Jeśli bowiem przełożeni znają problem, to mogą go kontrolować. - Jeśli ktoś się już leczy, to idzie w dobrą stronę. Jest nadzieja, że nie wróci do picia – mówi Jadwiga Kubiak, specjalista psychoterapii uzależnień. Wnuczka zmarłej w trakcie dyżuru kobiety rozważa odpowiedzialność innych osób przebywających w tym czasie w szpitalu - Gdyby ktoś wcześniej zauważył, że lekarka jest pijana, mogliby jej nie wpuścić na oddział, nie dopuścić do pacjentów. Może babcia by wciąż żyła. Zobacz także fragment rozmowy z lekarką, która jest niepijącą alkoholiczką.

podziel się:

Pozostałe wiadomości