Adam ma 18 lat. Chłopak wychowywał się z ojcem, jego matka umarła niedługo po jego urodzeniu. Gdy miał 4 lata, ojciec trafił do zakładu karnego i tak chłopak trafił do rodziny zastępczej, a potem do ośrodka opiekuńczego, w którym spędził większość swojego życia. Teraz uczy się w szkole gastronomicznej, a mieszka u swojej przyrodniej siostry. - Zabraliśmy Adama z domu dziecka, byliśmy dla niego rodziną zastępczą. Niestety, problemy wychowawcze zaczęły narastać, Adam miał problemy z nauką więc trafił do ośrodka, gdzie dostał opiekuna prawnego, panią Joannę D., mówi Marzena Michalec, przyrodnia siostra Adama. Opiekun prawny ma w pewnym sensie zastąpić rodzica. Do jego obowiązków należy min. zarządzanie finansami podopiecznego. Adam dostawał alimenty od ojca oraz rentę po matce. Pieniądze miały co miesiąc trafiać na konto chłopaka. Mogły być wydawane za jego zgodą i na jego szczególne potrzeby. Przede wszystkim jednak Adam zbierał pieniądze na własny wkład mieszkaniowy. Jak się okazało, pieniądze Adama zostały… wydane. Joanna D. powiedziała chłopakowi, że kupiła dla niego kilka przedmiotów, o które sam rzekomo prosił. Dodała, że rzeczy te znajdują się teraz u jej znajomego, który nie chce ich zwrócić. - Pani Joanna D. kazała mi na policji mówić, że te wszystkie rzeczy są moje, że o wszystkim wiedziałem. W przeciwnym razie będą ogromne problemy i mogą mnie wyrzucić z ośrodka, więc wszystko powiedziałem. Dopiero moja siostra zauważyła, że coś tej sprawie nie gra, mówi Adam Pacan. Prezenty, które rzekomo miał dostać Adam, to między innymi zegarek za blisko 700 zł. oraz inne cenne przedmioty. Rzeczy te trafiły w ręce byłego wychowanka ośrodka, obecnie trzydziestoletniego mężczyzny, który przez kilka lat pozostawał w bliskim związku z Joanną D. - Faktycznie dostałem taki prezent na swoje trzydzieste urodziny. To był zegarek, który potem pani Joanna mi zabrała mówiąc, że ja go sobie przywłaszczyłem, mówił w rozmowie telefonicznej z naszą reporterką były wychowanek ośrodka. Opiekuna prawnego mianuje sąd rodzinny. Najczęściej to ktoś z bliskich dziecka lub – gdy rodzina nie chce przyjąć tej roli – wychowawca z ośrodka opiekuńczego, cieszący się nienaganną opinią. Tak było w tym przypadku. Ten sam sąd kontroluje taką osobę. - Sędzia ma takich spraw sto, albo dwieście. Nie ma możliwości sprawdzenia, czy zakupione rzeczy, na które są rachunki faktycznie trafiają do właściwej osoby. W takiej sytuacji jedyną możliwością jest sygnał z zewnątrz, że taki proceder ma miejsce, mówi Bogusław Zając, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Częstochowie. Joanna D. była zarówno opiekunem prawnym Adama, jak i wychowawcą w jego ośrodku, w którym pracowała od 7 lat. Dyrektor ośrodka dowiedziała się o całej sprawie właśnie od niej i to już we wrześniu zeszłego roku. Jednak w pełnieniu obowiązków wychowawcy zawiesiła ja dopiero przed miesiącem. Uwierzyła w wersję Joanny D., że były to prezenty dla Adama oddane na przechowanie innej osobie. Jej wątpliwości nie wzbudziła także duża wartość przedmiotów. Joanna D. została już zawieszona w obowiązkach wychowawcy w ośrodku. Zwróciła także Adamowi jego pieniądze. Jednak wciąż nie przyznaje się do winy. Akt oskarżenia został skierowany do sądu kilka dni temu.