Okradziona pod bankiem

Anna B. zawsze wiedziała, jak prowadzić firmę z rozmachem. Dlaczego więc, ta wiarygodna businesswoman dorobiła się wielomilionowego długu? Jak się okazuje, do tego też potrzeba specjalnych zdolności.

- Nie mam, z czego oddać pieniędzy, okradziono mnie pod bankiem!, płacze pani Ania. Podobne historie od lat opowiada każdemu ze swoich wierzycieli. Anna B. od kilku lat bezkarnie oszukuje i naciąga firmy, które jej zaufały. Bierze zaliczki, kredyty, towar. Długów nie spłaca i za towar też nie płaci. Lista wierzycieli oszustki jest imponująca. W 2004 roku Anna B. znana jest w kilkunastu sądach w Polsce, a jej dług sięga wielu milionów złotych. - Kiedy dzwoniłem i pytałem, co z moimi pieniędzmi, zawsze opowiadała niestworzone historie, żali się jeden z oszukanych. - Najpierw twierdziła, że przelew już poszedł, ale źle go wypisała i dlatego do mnie nie doszedł. Potem mówiła, że i jej ktoś nie zapłacił, następnym razem – że ją okradli i pobili. Liczba wierzycieli Anny B. z roku na rok jest coraz większa. Ci, którym starcza zapału, regularnie dzwonią i odwiedzają oszustkę w jej biurze. Pani Ania wie, jak z nimi rozmawiać. Wszystkim opowiada te same historie i próbuje w nich wzbudzić współczucie. Również w rozmowie z nami Pani Ania zachowuje się podobnie. - Staram się jak mogę, mam zamiar spłacić wszystkie długi. To nie moja wina, że inni też mnie oszukują, poza tym niedawno okradli mnie pod bankiem. Komornicy, którzy są bezradni wobec oszustki, znają wiele opowieści i sztuczek dłużników. Większość z nich się powtarza i wszystkie łączy jedno – są bardzo dramatyczne. - Tłumaczenia są takie, jak historie w gazetach, mówi Andrzej Kulągowski z Krajowej Rady Komorniczej w Warszawie. – Często słyszymy, że dłużnicy zostali okradzeni i na dodatek mają na to dokumenty. Przed nieuczciwymi firmami trudno się w Polsce bronić. Pomimo wielu wyroków sądów gospodarczych, długów wobec ZUSu i Urzędu skarbowego firma Anny B. nadal funkcjonuje. Na nic zdaje się również Krajowa Lista Dłużników, którą tak naprawdę niewielu traktuje poważnie. - To jawne oszustwo zagrożone karą pozbawienia wolności do lat dziesięciu, twierdzi prof. Piotr Kruszyński z Katedry Prawa Karnego UW. – Gdyby te wszystkie sprawy połączyć, ta kobieta znalazłaby się dawno w więzieniu. Aby przestrzec innych przed oszustką zgłosiliśmy się do sądu z prośbą o możliwość ujawnienia jej danych osobowych. Niestety, sąd powołując się na zasadę domniemanej niewinności, odmówił nam udzielenia zgody.

podziel się:

Pozostałe wiadomości