Agnieszka Ciupa, ekspedientka, stała się przypadkową ofiarą gangsterskich porachunków. Mężczyzna uciekając przed innymi bandytami, schronił się w sklepie, w którym pracuje kobieta. Przystawił jej nóż do szyi. Zagroził, że ją zabije, jeśli napastnicy nie pozostawią go w spokoju. - Ciągle słyszę jego głos. Próbowałam jak najdalej odsunąć od siebie jego rękę. Szamotałam się z nim. Błagałam go – wspomina Agnieszka Ciupa. Dramat rozegrał się w centrum Lublina, gdzie jest dużo sklepów i wielu klientów. Złodzieje czują się tu bezkarni, a ich ofiary bezsilne. ---obrazek _i/lublin1.JPG|prawo|Groził jej nożem--- - Tu są kradzieże na każdym kroku. Kobieta w złotym łańcuszku nie przejdzie. Oni się nie boją policji – opowiadają sprzedawcy z okolicznych sklepów. - Jak wyciągną coś z lodówki i proszę, żeby odłożyli to się ze mnie śmieją, że kto nie jest złodziejem, to jest frajerem – twierdzi Agnieszka Ciupa. Klienci i pracownicy skarżą się, że policja nie interweniuje. W przypadku napadu na panią Agnieszkę, funkcjonariusze przyjechali. Jednak nic nie zrobiono, by zatrzymać napastnika. Nie przesłuchano nawet świadka zdarzenia. - Wiemy, że mogły się tam pojawić nieprawidłowości. W tej sprawie prowadzone są czynności wyjaśniające. Jeśli okaże się, że takie nieprawidłowości były i ktoś z policjantów zawinił, to wobec tej osoby będą wyciągnięte surowe konsekwencje służbowe – powiedziała Agnieszka Pawlak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Ekspedientce nie pomogły też instytucje, które powinny wspierać pokrzywdzonych. Zgodnie z Polską Kartą Praw Ofiary, ofiara ma prawo do uzyskania fachowej pomocy psychologicznej, medycznej i materialnej. Psycholog wyznaczył pani Agnieszce odległy termin wizyty, tłumacząc tę sytuację brakiem czasu. - Wcześniej wizyty nie ustawię. Czy ktoś ma takie problemy, czy inne. Nie będziemy wybierać. Niech przychodzi pacjent, zapisuje się i czeka – usłyszała pani Agnieszka od psychologa. Dlaczego kobiecie, która przeżyła napad odmówiono szybkiej pomocy? - Nie była nikim ważnym. Była zwykłym obywatelem, dlatego potraktowano ją jak przedmiot. Gdyby chodziło o psa prezydenta, sprawą zajęto by się z całą pewnością poważnie – twierdzi Krzysztof Orszagh z Zespołu ds. Pomocy Ofiarom Przestępstw przy Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy.