10 listopada okazał się sądnym dniem dla ekspedientek sklepu Champion w Jaworznie. Zaraz po przyjściu do pracy, kolejno były wzywane do pokoju ochrony na przesłuchanie. - Pomieszczenie dwa na dwa, zasłonięte rolety – opowiada Sylwia P., pracownica Championa. – Zaczęli mnie wypytywać, co jadłam podczas pracy. Mówię, że nic, a oni – wciąż pytali, co jadłam. Kierownictwo Championa zarzuciło grupie ekspedientek „zabór mienia, w szczególności poprzez jego konsumpcję, bez uiszczenia należnej zapłaty” - tak napisano w oświadczeniu. Oskarżone ekspedientki twierdzą, że były zmuszane do wskazywania koleżanek, które także miały wykradać towar i jeść go w pracy. - Wszystko mi dyktowali: „jeśli pani nie pamięta, kto jeszcze jadł, to my podamy” – mówi Marta G. – Zagrozili, że jeśli nie będę z nimi współpracowała, to doniosą na policję. Straszyli, że pójdę do więzienia, a moje dziecko trafi do domu dziecka. Kobiety podpisały oświadczenia. Zaraz potem zwolniono je dyscyplinarnie z pracy. Kilka dni później zgłosiły na policję, że zostały zmuszone do podpisania fałszywych oświadczeń. Rozpoczęły się przesłuchania. Kierownictwo Championa podtrzymuje zarzut, że dziewięć zwolnionych pracownic naraziło sklep na straty 40 tys. zł. Gdyby rzeczywiście były winne, każda musiałaby zjeść prawie 18 kg wędlin w ciągu miesiąca. - Powiedzieli mi, że zjadłam towar za pięć tysięcy złotych – mówi jedna ze zwolnionych. – Potem zbili mi to na tysiąc złotych. Zwolnione pracownice uważają, że stały się kozłami ofiarnymi. Kogoś musiano przecież obarczyć winą za manko. Kobiety twierdzą, że powodem zwolnień jest fakt, że wcześniej nie chciały sprzedawać przeterminowanej żywności. Sprawą zajął się sąd pracy. W sklepie pojawiła się inspekcja pracy i sanepid. UWAGA! będzie śledzić dalszy bieg wypadków w tej sprawie.