- Nie wiedziałem, kto to, czy to sąsiad, czy nie. Samochód miał pomalowany cały bok niebieskim sprejem. Plucie na szyby było notoryczne – mówi Cezary Gotart, mieszkaniec warszawskiego osiedla. - Samochód by z reguły stawiany wzdłuż alejki przy krawężniku. Został posprejowany, porysowany. Ostatnie dni, to było już dziurawienie opon – dodaje Marcin Dąbrowski. Pan Marcin mieszka na Warszawskim osiedlu Chomiczówka od urodzenia. Razem z sąsiadami postanowił walczyć z wandalizmem. - Zaczęliśmy obserwować, kto uszkadza nam samochody. Niepokoiło to nas. Chcieliśmy wyciągnąć konsekwencje – wyjaśnia Agata Łuszcz-Dąbrowska. Wreszcie sprawcę uszkadzającego samochód zauważył pan Marcin. Postanowił zareagować. - Samochód stał u wejścia do klatki. Ujrzałem sprawcę, który przeszedł, zatrzymał się przy tylnim kole, przykucnął i dźgnął w oponę. Złapałem go przy klatce. Przełożyłem rękę, żeby odebrać mu nóż. I wtedy może tą ręką uderzyłem go w głowę. Ale to była tylko siła mojego impetu, a nie ukierunkowane uderzenie w głowę – opowiada. Wezwani policjanci zabrali zatrzymanego na gorącym uczynku mężczyznę na komisariat. Na prośbę funkcjonariuszy pan Marcin sam dojechał na posterunek. Tam okazało się jednak, że z bohatera stał się podejrzanym. - Zostałem zatrzymany i podejrzany o pobicie. Tak zakończyła się kwestia tego, że ja wezwałem policję, bo złapałem sprawcę na gorącym uczynku. Nie było tematu noża. Byłem człowiekiem, który wyszedł na ulicę w domowych kapciach koszuli i napadł na człowieka – dodaje Marcin Dąbrowski. Mężczyzna, który wykazał postawę obywatelską jest zaskoczony reakcją policji. - Istniało uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. Zatrzymano Marcina D. w związku z podejrzeniem pobicia. Taka była decyzja policjantów. Postawa obywatelska jest godna naśladowania i my do takiej postawy zachęcamy. Ale trzeba pamiętać, że ujmując sprawcę, sami nie możemy naruszać prawa. Ja nie mogę mówić, kto tu jest winny, bo postępowanie się toczy – twierdzi sierż. sztab. Anna Kędzierzawka. Mężczyzna zatrzymany przez pana Marcina z komisariatu trafił do szpitala. Z dokumentów posiadanych przez policję wynika, że miał złamaną żuchwę i przeszedł dwie operacje. Dziennikarze UWAGI! spotkali się z nim dzień po wyjściu ze szpitala. Nie zauważyli śladów pobicia. Mężczyzna nie chciał rozmawiać z reporterami. - W ten sposób policja doprowadzi do tego, że nikt nie będzie chciał z nimi współpracować – mówi Ziemowit Rejsner. W tej chwili na policji są dwie sprawy. Jedna dotyczy pobicia, druga niszczenia mienia. W żadnej ze spraw nie ma podejrzanych.