Mąż pani Jadwigi z Krakowa ma wyrok za znęcanie się nad rodziną, nakaz leczenia się z alkoholizmu i decyzję o eksmisji. Mimo to terroryzował rodzinę i ani myślał wyprowadzić się z domu. Wszelkie instytucje, które w tym przypadku powinny zagwarantować pomoc matce z dziećmi, okazały się zupełnie bezradne. Pani Jadwiga boi się zostawić synów samych w mieszkaniu. Odprowadza ich do sąsiadki. Odbiera ich dopiero późno wieczorem. - Czujemy się na ulicy bezpieczniejsi niż w domu – płacze. – Krzesłem rzuca w dziecko, stół złamał. Nie wiem, co będzie jutro, pojutrze. Po kolejnej awanturze pani Jadwiga z dziećmi uciekła przed mężem do schroniska dla ofiar przemocy. Sąd nakazał jej mężowi przymusowe leczenie z alkoholizmu. Kobieta miała nadzieję, że będzie mogła wrócić do domu. - Mąż kilka razy był u nas, wyraził chęć leczenia – mówi Jadwiga Wiśniewska, dyrektor krakowskiego schroniska dla ofiar przemocy w rodzinie. – Jego żona uwierzyła, że będzie w stanie żyć bez przemocy. Wyrokiem sądu, mąż pani Jadwigi miał iść na przymusowe leczenie w otwartym ośrodku. Już po kilku wizytach stwierdził jednak, że jest zdrowy i leczyć się nie musi. Wrócił do domu i koszmar zaczął się od nowa. Zgodnie z przepisami, sąd czternaście dni od wydania postanowienia o przymusowym leczeniu, powinien sprawdzić czy mężczyzna faktycznie się leczy. Tak się nie stało. - Sąd nie ma procedur, które mogłyby przyspieszyć przymusowe leczenie – tłumaczy Waldemar Żurek z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. – Są do tego inne organy, np. policja. Niemal zawsze po domowych awanturach policja odwoziła męża pani Jadwigi do izby wytrzeźwień. Pracownicy izby dziwili się, że mężczyzna, który zgodnie z wyrokiem sądu miał się leczyć, tak często do nich trafia. - Policja przyjeżdża co drugi dzień – mówi pani Jadwiga. – Spisują ze mną niebieską kartę i obiecują, że przyjdzie dzielnicowy. A dzielnicowy nie pojawił się od piętnastu lat. Niebieska karta zobowiązuje policję do szczególnej opieki nad rodziną. Wkrótce po wizycie ekipy UWAGI! policji udało się jednak nadrobić piętnastoletnie zaległości. Do redakcji zadzwoniła pani Jadwiga. Była bardzo szczęśliwa. Jak się okazało, po naszej interwencji wszyscy z dzielnicowym na czele nagle zaczęli interesować się jej rodziną. Poskutkowało. Mąż pani Jadwigi sam, dobrowolnie, wyprowadził się z mieszkania.