Zobacz pierwszą część reportażu>
Żaden z naszych bohaterów nawet nie zaczął mieszkać w wynajętym pokoju.
- Po naszej stronie odpadła obiektywna możliwość wykonania tej umowy, na skutek utraty przez moją partnerkę zatrudnienia. Po prostu zakład upadł i partnerka była w trakcie poszukiwania następnej pracy. Zgodnie z prawem odstąpiliśmy od tej umowy – tłumaczy Albert Stasiak.
- Listem poleconym wysłaliśmy odstąpienie od tej umowy – mówi Agnieszka Jurkiewicz, partnerka pana Alberta.
- Nie doszło do przekazania kluczy, nie doszło do wprowadzenia się do lokalu – podkreśla pan Albert.
- Nie dostałem kluczy od mieszkania, nie wpłaciłem kaucji – przekonuje Paweł Welhan.
- Nie spałem tam, ani nie byłem. Mimo że powiedziałem, że rezygnuję z umowy – mówi Kamil Łyś.
Kilkanaście tysięcy złotych
O tym, że podpisana przez nich umowa najmu stanie się przyczyną ich problemów, dowiadywali się dopiero po kilku latach.
- Cztery lata po tym, co miało miejsce w kwietniu 2015 roku, dostaliśmy wezwanie do sądu na rozprawę z panem, który rości sobie od nas pieniądze z tytułu czterech miesięcy wynajmowania mieszkania. To było około 5,4 tys. zł, na dzisiaj jest to około 8 tys. zł – wylicza Albert Stasiak.
- Po trzech latach zadzwonił do mnie ojciec i powiedział, że mam komornika. Pozew jest na około 15 tys. zł – mówi Paweł Welhan.
- Dostałem pismo, wzywające mnie do zapłaty 18,9 tys. zł z odsetkami za rok – dodaje Kamil Łyś.
- Idea tego interesu jest prosta. Nawiązać jak najwięcej umów, w jak najkrótszym czasie, z jak największą ilością osób. I wysyłać roszczenia do tych osób – uważa Albert Stasiak.
Stasiak i Jurkiewicz chcieli się dowiedzieć, czym zajmuje się wynajmujący.
- Z zawodu jest urbanistą, bo tak się przedstawiał na sprawie. Z tego, co znaleźliśmy w internecie, to brał udział w forum mieszkaniowym – mówi Agnieszka Jurkiewicz.
W internecie znaleźliśmy informację, że 5 lat temu wynajmujący wygrał w warszawskim starostwie konkurs na podinspektora w wydziale architektury i budownictwa. Dziś już tam nie pracuje. Gdzie obecnie jest zatrudniony, tego nie wiemy.
Spotkanie z wynajmującym
Na spotkanie z wynajmującym umówiła się nasza dziennikarka. Przedstawiła się, jako osoba poszukująca w Warszawie pokoju na wynajem.
Dziennikarka zapytała wynajmującego, co w przypadku, gdyby nagle musiała wyjechać i rozwiązać umowę.
- To jest wtedy dla pani problem. Jeżeli będzie taka sytuacja, że nie będę chciał rozwiązać umowy, to pani będzie musiała mnie namówić, żebym ją rozwiązał – oświadczył mężczyzna.
Dziennikarka zapytała, czy może wziąć umowę do domu, żeby ją przeczytać. Mężczyzna się nie zgodził.
Ostatecznie dziennikarka nie podpisała umowy.
Pod blokiem nasza reporterka chciała porozmawiać z wynajmującym mieszkanie.
- Dzisiaj nie mam już dla państwa czasu – oświadczył mężczyzna.
Mężczyzna wsiadł do samochodu, ale nie odjechał. Stał przy samochodzie naszej ekipy. Potem wysiadł i zaczął nagrywać ekipę telefonem.
- Chciałem wziąć informacje na temat panów, bo są świadkami przestępstwa zniesławienia, które miało miejsce – powiedział.
- Ma pani błędne informacje – dodał.
Prokuratura i sąd
Prokuratura dobrze zna wynajmującego.
- Jest to osoba, która wielokrotnie składała rożne zawiadomienia o podejrzeniu popełniania przestępstw. Przestępstwami, które miały mieć miejsce również w tym mieszkaniu, bądź miały być związane z tym mieszkaniem. To były przestępstwa dotyczące kierowania gróźb karalnych, spowodowania rozstroju zdrowia, przestępstwa dotyczące niszczenia dokumentów. Ta osoba w mojej ocenie jest osobą stosunkowo konfliktową – mówi Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Wynajmujący skontaktował się z naszą redakcją i przystał na przedstawienie swojej wersji zdarzeń. Jednak, gdy przyszło do umówienia spotkania mężczyzna, albo długo nie odpowiadał na wiadomości albo zmieniał kolejne terminy. W końcu po miesiącu zgodził się na nagranie rozmowy telefonicznej, ale potem nie autoryzował swoich wypowiedzi, dlatego nie możemy ich wyemitować.
Zapytaliśmy wynajmującego, dlaczego na ten sam pokój i na ten sam czas podpisuje umowy najmu z różnymi osobami. Wynajmujący odpowiedział, że takie twierdzenie jest kłamstwem.
Zadawaliśmy też pytania o liczbę pozwów, które wynajmujący składa do sądów o zapłatę czynszu. Bo według informacji uzyskanej tylko z sądu okręgowego dla warszawskiej Pragi, takich pozwów wynajmujący złożył około 80. Mężczyzna odpowiedział, że korzysta ze swoich praw, mając zawsze niezbity dowód w postaci podpisanej umowy.
Podczas naszej rozmowy telefonicznej mężczyzna podkreślał też, że nigdy nikomu nie obiecywał, że w każdej chwili będzie mógł rozwiązać umowę.
- Sprawy Macieja K. z jego powództwa wpływają do sądów od 2015 roku. Nie mniej jednak, kiedy sądy zorientowały się, że tych spraw jest coraz więcej zaczęto się tym sprawom przyglądać. Ilość spraw i ewentualnie pokrywanie się stanów faktycznych spowodowała, że dostrzegliśmy, że powodem jest ta sama osoba, chodzi o to samo mieszkanie, wówczas prezesi zostali zawiadomieni o tej sytuacji po to, by przekazać sędziom referentom, aby tym sprawom przy rozpoznaniu przyglądać się baczniej. Sędzia referent może sprawdzić, czy toczyły się inne sprawy, a zatem, czy osoba domagająca się zapłaty nie domaga się tego samego roszczenia za ten sam okres od kilku osób – mówi Marcin Kołakowski, rzecznik Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
- Nie można pozwolić na to, żeby taki osobnik uprawiał tak dziki i mocno niemoralny proceder. Nawet nie chodzi o nas tylko o następnych ludzi, cały czas dowiadujemy się o tym, że są następni – kwituje Albert Stasiak.