Przeszła trzy udary, chodzi z balkonikiem. „Dla komisji ds. niepełnosprawności nagle ozdrowiałam”

TVN UWAGA! 5214251
TVN UWAGA! 338809
Niepełnosprawna pani Jadwiga przeszła trzy udary, od kilku lat porusza się przy balkoniku. Mimo to komisja ds. orzekania uznała, że obniży jej stopień niepełnosprawności. Utrata z tego powodu źródła utrzymania stała się dla 57-latki pretekstem do publicznej spowiedzi z najgłębszej życiowej traumy.

- Daję sobie radę tylko dlatego, że jestem zaparta. Pokonuję szczyty i góry dzięki uporowi. Chcę żyć – mówi Jadwiga Kleczkowska.

57-latka ma za sobą trzy udary.

- Najwięcej problemu stwarza mi pójście pod prysznic, bo kiedy zamykam oczy, to bujam się w różne strony – opowiada.

Poza domem kobieta porusza się z pomocą balkonika.

- Opieram się na rączkach i wtedy mogę iść. Mijają już cztery lata od tego, kiedy stał się towarzyszem mojego życia – opowiada, zawsze zachowując pogodę ducha.

Z karty choroby 57-latki wynika, że zmagała się z zapaleniem wątroby typu C. Miała sepsę.

- Walczyłam wtedy o życie – nic nie pamiętam. Do tego cukrzyca insulinozależna i inne – przyznaje.

Komisja obradowała zaocznie

Kobieta od lat nie może pracować, a jej jedynym źródłem utrzymania są zasiłki. Zakres świadczeń zależy jednak od miejskiej komisji, która raz na trzy lata orzeka o tzw. stopniu niepełnosprawności. Miesiąc temu zmieniono kobiecie stopień niepełnosprawności.

- W nowym orzeczeniu zabrano mi stopień znaczny niepełnosprawności i przyznano umiarkowany. Raptem zostałam uzdrowiona, byłoby to moje wielkie życzenie, ale niestety tak nie jest – mówi Kleczkowska. I przyznaje, że na komisji nie była. - Dostałam tylko informację, kiedy się odbędzie. Nie byłam wezwana, odbyło się to zaocznie.

- Orzekanie w tej chwili, w związku ze stanem epidemii, odbywa się zaocznie. Nie jest jeszcze możliwe badanie czy przeprowadzenie rozmowy – twierdzi Jolanta Kowalczyk, przewodnicząca Powiatowego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności w Mrągowie.

A czemu nie można korzystać z komunikatora internetowego z kamerą?

- Żeby wymyśleć sposób, trzeba mieć te wątpliwości, ale lekarz-orzecznik nie miał takich wątpliwości – odpowiada Kowalczyk.

Decyzja o zmianie stopnia niepełnosprawności załamała panią Jadwigę.

- Straciłam przywileje związane z dojazdami do szpitala, dodatek pielęgnacyjny, szybką organizację badań lekarskich, tomografii – wylicza. I dodaje: - Mam pecha, ukarano mnie za to, że mam siłę, że próbuję walczyć. Choć już jest coraz mniejsza ta walka. W życiu miałam traumę za traumą.

Zabójstwo

W niewielkim Mrągowie, w którym mieszka pani Jadwiga, wszyscy wiedzą, jaka trauma odcisnęła się największym piętnem na życiu kobiety. Dziewięć lat temu cała Polska mówiła o zbrodni dokonanej przez jedną z jej córek.

31-letnia Magdalena R. mieszkała w innym mieście niż matka wraz ze swym małym synkiem Gabrysiem. W dniu piątych urodzin dziecka matka udusiła chłopca torbą foliową. Zwłoki syna - po nieudanej próbie spalenia ich w wannie - ukryła w wersalce. Ciało odkryto po kilku miesiącach.

Wcześniej pani Jadwiga przez cztery lata wychowywała Gabrysia.

- Zostawiono mi dwóch chłopców i wychowywałam ich jak matka, ale przyszedł moment, że odebrała mi to dziecko. [Córka – red.] sama tego chciała. Próbowaliśmy jej pomóc – zostań, wróć, nie rób tego, co robisz. Ale zabrała go – ubolewa 57-latka. I dodaje: - Do końca w to nie wierzyłam. Moje serce zostało wyrwane.

Elbląski sąd znalazł dla morderczyni niewiele okoliczności łagodzących – po toczącym się za zamkniętymi drzwiami procesie, skazał córkę pani Jadwigi na 25 lat więzienia.

- Nie byłam na procesie, nie dałabym rady – przyznaje kobieta.

57-latka co kilka tygodni może rozmawiać z odsiadującą wyrok córką przez internet. Regularnie dostaje też od niej listy.

- Byłam w stanie spotkać się z córką po dwóch latach, może trochę więcej. Na początku byłam na nie, na pogrzebie krzyczałam, żeby ona też szła do dołu. To była za świeża sprawa, za duże przeżycie. Później, z biegiem lat, zaczęło się inaczej.

Pani Jadwiga była rozdarta. Z jednej strony miłość do wnuczka, z drugiej kobieta miała świadomość, że wciąż jest matką swojej córki.

- To była cały czas walka, chciałam wiedzieć, dlaczego to zrobiła. Nie powiedziała, nie ma z nią rozmowy na ten temat. Kocham córkę, szkoda mi jej. Zmarnowała sobie życie. Te moje nerwy są chyba przyczyną moich chorób – przyznaje.

Zdziwienie lekarzy

Być może powszechnie znana w miasteczku historia pani Jadwigi spowodowała, że ostatnia decyzja odmawiająca jej prawa do świadczeń oburzyła także lekarzy, którzy, na co dzień leczą kobietę.

- Przebyła udary mózgu, miała wielokrotne operacje chirurgiczne, ma problemy z samodzielną egzystencją, z samodzielnym poruszaniem się. Dlatego byłem zdziwiony, że w kolejnym orzeczeniu dostała umiarkowany stopień niepełnosprawności – przyznaje Maciej Adamski. I dodaje: - W ciągu ostatnich lat jej stan zdrowia się nie poprawił, a systematycznie się pogarsza i prawdopodobnie będzie dalej się pogarszał.

- Pani [Jadwiga – red.] się leczyła, a przynajmniej powinna się leczyć, uczestniczyła w rehabilitacji. W związku z tym jej stan zdrowia uległ takiej zmianie, że lekarz orzecznik uznał, że nie jest to już niepełnosprawność w stopniu znacznym – stwierdza przewodnicząca Powiatowego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności w Mrągowie.

57-latka odwołała się od decyzji urzędu, lecz dowiedziała się, że wojewódzki zespół - orzekając również zaocznie – podtrzymał decyzję o pozbawieniu jej znacznego stopnia niepełnosprawności. Choć mrągowskie Centrum Pomocy Rodzinnej zapewnia, że mimo wszystko nie odbierze kobiecie prawa do zasiłku pielęgnacyjnego, pani Jadwiga zamierza dochodzić swoich praw w sądzie administracyjnym.

podziel się:

Pozostałe wiadomości