W kwietniu ubiegłego roku 16-letni Paweł Świgos, uczeń gimnazjum w Miastku, poszedł z kolegami na spacer. Chciał wspiąć się na słup wysokiego napięcia. Kiedy wchodził na górę, pośliznął się. Chwycił za przewód elektryczny... Został porażony prądem. W szpitalu amputowano mu je. - Kiedy straciłem obie ręce, to się załamałem – mówi Paweł. – Teraz po roku nawet dobrze sobie radzę. Jeżdżę na rowerze. W przyszłości chciałbym jeździć też na motorze, może samochodem. Chciałbym mieć wszystko to, co rówieśnicy. Paweł dzielnie znosi trudy życia. Odzyskał pogodę ducha. Chodzi do szkoły, gra w piłkę. Jest bardzo lubiany przez kolegów. - Niektórzy mówili, że lepiej, żeby nie żył – mówi matka Pawła. – Dla mnie to nieważne, że nie ma rąk. Bóg chciał, żeby żył z nami. Pawła bardzo wspiera rodzeństwo: trzy siostry i młodszy brat. Pomagają mu w codziennych czynnościach - myją, ubierają. Marzeniem Pawła są protezy, które pozwoliłyby mu wrócić do tego, co było przed wypadkiem. - Lubił majsterkować, naprawiał różne sprzęty, nawet radia – opowiada koleżanka z klasy. – To była jego pasja – a teraz nie może tego kontynuować. Paweł chodzi do III klasy gimnazjum nr 1 w Miastku. Jego szkoła uczestniczyła w akcji „Szkoła pod biegunem”, zainicjowanej przez fundację Marka Kamińskiego. Gimnazja z całej Polski łączyły się przez Internet i odpowiadały na pytania związane z wyprawą na Biegun Północny, w którą Kamiński wybrał się z niepełnosprawnym rówieśnikiem Pawła, Jankiem Melą. - Cześć Jasiu, tu Paweł. Pozdrawiam cię bardzo, bardzo serdecznie – Paweł rozmawia z Jankiem przez telefon. – Chciałbym spytać, jak sprawdziły się protezy w tak niecodziennych warunkach? Czy uważasz, że ja jako niepełnosprawny mam szansę żyć normalnie? - Zależy, co znaczy „żyć normalnie”. Ja ze swymi protezami czuję się jak normalny człowiek – mówi Jasiek Mela. – Jeśliby ktoś nie wiedziałby, że miałem wypadek i teraz mnie zobaczył, pewnie nie pomyślałby, że jestem niepełnosprawny. Wyczyn Janka Meli podbudował Pawła. Wierzy, że poszczęści mu się, tak jak jemu. - Mimo tego strasznego wypadku widzę świat w kolorowych barwach – mówi Paweł. – Cieszę się, że nie straciłem nóg. Mogę chodzić do lasu, podziwiać przyrodę. Chciałbym kiedyś założyć rodzinę. Myślę, że gdybym miał protezy, to ze wszystkim poradziłbym sobie sam. Takie inteligentne protezy, dzięki którym Paweł mógłby spełnić swe marzenie, sporo kosztują. Te, które można dostać w ramach świadczeń NFZ, są tylko atrapami rąk. - Jaśkowi udało się, czemu Pawłowi miałoby się nie udać – mówi jeden z kolegów Pawła. – Jemu one najbardziej się należą. Gdybym miał moc sprawczą, na pierwszym miejscu dałbym ręce Pawłowi - mówi z całą stanowczością chłopak.