Przez blisko cztery lata działalności, o Rzeczniku Praw Dziecka mówiło się niewiele. O Pawle Jarosie zrobiło się głośno po emisji reportaży UWAGI! Przypomnijmy, że Paweł Jaros jeździ luksusowymi samochodami i odwiedza egzotyczne kraje na koszt podatnika. Na biuro wynajmuje niezwykle drogi lokal w Warszawie, który kosztuje 56 tys. zł miesięcznie. - Rzecznik uprawia marnotrawstwo i wielkopaństwo do potęgi. Nie słyszałem jeszcze, żeby Rzecznik Praw Dziecka ochronił przed czymkolwiek jakiekolwiek dziecko – powiedział Jan Rokita, poseł Platformy Obywatelskiej. - W życiu publicznym trzeba unikać ostentacyjnego luksusu. To ma być osoba, którą widzimy w sierocińcach, w domach dziecka, wśród dzieci biednych, wymagających pomocy – uważa Tomasz Nałęcz, wicemarszałek Sejmu. Paweł Jaros podważa fakty przedstawione przez dziennikarzy UWAGI! Wydał oświadczenie, w którym skrytykował reporterów i tych, którzy przekazywali im informacje. Rzecznik twierdzi, że padł ofiarą byłych pracowników, którzy mszczą się za zwolnienie. - To jest bezczelne kłamstwo. Nie zostałem zwolniony z pracy. Odszedłem na własną prośbę – mówi Marcin Krauzowicz, były pracownik Biura Rzecznika Praw Dziecka. Wyjątkiem jest pani A., która została zwolniona kilka dni po wizycie reporterów UWAGI! Wcześniej była cenionym przez rzecznika pracownikiem. Otrzymywała nagrody i awanse. Paweł Jaros nie tylko wydał oświadczenie, w którym dyskredytował swoich pracowników i dziennikarzy. Rozpoczął też własną kampanię medialną w telewizji Trwam i Radiu Maryja. Na ich antenach rzecznik ostro krytykował dziennikarzy UWAGI! Prowadzący programy nie zadali natomiast ani jednego kłopotliwego pytania. Opowiedzieli się za Pawłem Jarosem, a zarzuty pod jego adresem nazwali „nagonką środowisk lewicowych”. Rzecznik Praw Dziecka gościł także na antenie radiowej „Trójki” i w TVP 3. Tam również słuchaczom i widzom przekazywał nieprawdziwe informacje. Zaniżył m.in. wartość zakupionych przez siebie samochodów. Najwyraźniej zapomniał, że cenę aut podał osobiście dziennikarzom UWAGI! Rzecznik twierdził także, że wynajmuje biuro za 56 tys. zł miesięcznie, gdyż nie mógł znaleźć tańszego lokalu. Miasto proponowało jednak Pawłowi Jarosowi pomieszczenia za 10 razy niższą cenę. Rzecznik na propozycję nie zareagował. - Wyjaśnienia rzecznika nie przekonały ani mnie, ani słuchaczy. Większość słuchaczy opowiedziało się za odwołaniem rzecznika – powiedział Kuba Strzeczkowski, dziennikarz radiowej „Trójki”, który rozmawiał z Pawłem Jarosem w programie „Za, a nawet przeciw”. Paweł Jaros próbował także wyjaśnić fakt, że do zdjęcia ze zjazdu rzeczników w Sztokholmie doklejone zostało jego zdjęcie. Twierdził, że nie miał z tym nic wspólnego i że bez jego wiedzy zrobili to pracownicy biura. - To kłamstwo. Rzecznik sam zlecił wklejenie zdjęcia. Powiedziała mi o tym jego asystentka, która była zbulwersowana. Stwierdziła, że musi wypełnić to polecenie, ale według niej takie działanie jest nieetyczne – mówi Marcin Krauzowicz, były pracownik biura rzecznika. - Ja takie sztuczki znam tylko z czasów głęboko autorytarnych. Wykreślano głowy osób, które popadły w niełaskę władzy, doklejano tych, którzy powinni być blisko dyktatora, a których historia tak blisko nie umieściła – mówi Tomasz Nałęcz. Mimo tych faktów Paweł Jaros nie zamierza podjąć sam decyzji o odejściu. - To nie należy do mnie. Ja chciałem i chcę sprawiedliwej oceny – mówi.