Najczęściej byli młodzi i przyjeżdżali do stolicy na studia lub do pracy. Albo pochodzili z Warszawy, ale chcieli wyprowadzić się od rodziców. Każdy z nich poszukiwania mieszkania zaczynał od przeglądania ofert wynajmu.
- Znalazłem ofertę. Było blisko do centrum, gdzie pracowałem – opowiada Paweł Welhan.
- Znaleźliśmy ogłoszenie wynajmu pokoju dla dwóch osób. On otworzył nam drzwi, szybka rozmowa i przejście na ty. Oprowadził nas po mieszkaniu, pokazał kilka sprzętów, była wanna z hydromasażem, która nie miała jednak jakiegoś bezpiecznika. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać na temat umowy – opowiada Albert Stasiak.
- Tak naprawdę bardzo szybko chciał podpisać umowę, bo bardzo mu się spieszyło. Wziął mój dowód, spisał dane i umowa była podpisana – wspomina Welhan.
- Podczas rozmowy dał nam wyraźnie do zrozumienia, że tę umowę zarówno wynajmujący, jak i najemca będą w stanie rozwiązać. Byliśmy młodymi ludźmi, mieliśmy po 20 lat. To był nasz pierwszy i ostatni wynajem – przyznaje Albert Stasiak.
„Odstąpiliśmy od umowy”
Najemcy najczęściej podpisywali umowy najmu na czas określony. Ich przedmiotem był albo cały pokój, albo łóżko w kilkuosobowym pokoju z innymi lokatorami. Ale żaden z naszych bohaterów nawet się tam nie wprowadził.
- Po naszej stronie odpadła obiektywna możliwość wykonania tej umowy, na skutek utraty przez moją partnerkę zatrudnienia. Po prostu zakład upadł i partnerka była w trakcie poszukiwania następnej pracy. Zgodnie z prawem odstąpiliśmy od tej umowy – tłumaczy Albert Stasiak.
- Listem poleconym wysłaliśmy odstąpienie od tej umowy. Ale najpierw powiedzieliśmy mu to przez telefon, że z racji zaistniałej sytuacji, jesteśmy zmuszeni zrezygnować – mówi Agnieszka Jurkiewicz, partnerka pana Alberta.
- Zachowaliśmy nadanie listu poleconego, śledziliśmy jego odebranie. Przyjęliśmy do wiadomości, że akceptuje nasze odstąpienie i zakańczamy z nim stosunek najmu. Najmu, do którego nigdy nie doszło. Nie doszło do przekazania kluczy, nie doszło do wprowadzenia się do lokalu – podkreśla pan Albert.
Podobnie sytuacja wyglądała w przypadku pozostałych naszych bohaterów.
- Stwierdziłem, że na drugi dzień zadzwonię do tego pana, że chciałbym anulować to. Okazało się, że nie. Powiedział, że nie chce się dogadać. A moja noga tam nie stanęła. Nie dostałem kluczy od mieszkania, nie wpłaciłem kaucji, nie dostałem protokołu zdawczego. Później nie miałem z tym panem żadnego kontaktu – przekonuje Paweł Welhan.
- Zrezygnowałem z pokoju tego samego dnia. Nie spałem tam, ani nie byłem. Mimo że powiedziałem, że rezygnuję z pokoju, ten pan powiedział, że nie ma rozwiązania umowy – mówi Kamil Łyś.
Do zapłaty nawet 18,9 tys. złotych
O tym, że te umowy nie zostały zakończone, każdy dowiadywał się najczęściej dopiero po kilku latach.
- Cztery lata po tym, co miało miejsce w kwietniu 2015 roku, dostaliśmy wezwanie do sądu na rozprawę z panem, który rości sobie od nas pieniądze z tytułu czterech miesięcy wynajmowania mieszkania. To było około 5,4 tys. zł, na dzisiaj jest to około 8 tys. zł – wylicza Albert Stasiak.
- Po trzech latach zadzwonił do mnie ojciec i powiedział, że mam komornika. Pozew jest na około 15 tys. zł – mówi Paweł Welhan.
- Po trzech latach dostałem pismo, wzywające mnie do zapłaty 18,9 tys. zł z odsetkami za rok – dodaje Kamil Łyś.
Niedoszli najemcy twierdzą, że wynajmujący potrafi tylko na podstawie jednej umowy złożyć do sądu nawet kilka pozwów.
- On jest pieniaczem sądowym – mówi Agnieszka Jurkiewicz.
- Temu człowiekowi przesiadywanie w sądach na rozprawach sprawia radość. Któregoś dnia zadzwoniłem do sądu rejonowego i z ciekawości zapytałem, ile mój oponent ma rozpraw, stosując swój proceder, bo działa od 2012 roku. Pani z biura odpowiedziała mi, że na Pradze-Południe są 44 sprawy, a na Pradze-Północ 19. Złapałem się za głowę – przyznaje Albert Stasiak.
Łącznie 80 spraw
Postanowiliśmy sprawdzić te liczby i poprosiliśmy o informację w sądzie okręgowym dla warszawskiej Pragi.
- W Sądzie Rejonowym Praga-Północ, Praga-Południe i sądach w Otwocku i Legionowie tych spraw jest łącznie około 80. Z informacji jakie posiadam zdecydowana większość, to sprawy o zapłatę czynszu najmu – mówi Marcin Kołakowski, rzecznik Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
Grupa
Paweł Welhan zamieścił na Facebooku pytanie, czy ktoś zna wynajmującego.
- Zaczęło się. Okazało się, że ktoś z Gdańska, ktoś inny z Rzeszowa, Dębicy, Wrocławia, Poznania, z Ukrainy, Białorusi, odezwał się nawet ktoś z Indii – wylicza Paweł Welhan.
- Ilość tych osób, które mogłoby się znajdować na przestrzeni lat w tym mieszkaniu, jest fizycznie niemożliwa. Nie dość, że w momencie podpisywania z nami umowy łączył go stosunek najmu z dwiema innymi osobami, to na dodatek po podpisaniu z nami umowy w niedługim czasie podpisywał umowy z kolejnymi osobami. Na ten sam pokój – udowadnia Albert Stasiak.
Spotkanie
Postanowiliśmy sami sprawdzić, jak wygląda podpisanie umowy z wynajmującym. W osobę szukającą pokoju na wynajem wcieliła się nasza dziennikarka. Po rozmowie telefonicznej czekaliśmy na spotkanie.
Wynajmujący zadzwonił do naszej dziennikarki z informacją, że jednak nie ma możliwości spotkania się z nią i pokazania pokoju. Pół miesiąca później zadzwoniliśmy do niego ponownie. Okazało się, że tym razem spotkanie jest możliwe.
Więcej w jutrzejszym reportażu.