Stadion X-lecia w Warszawie to problem Euro 2012. By zamienić ruinę w Narodowe Centrum Sportu, trzeba najpierw zlikwidować działający od 15 lat Jarmark Europa. Pięć tysięcy firm dających pracę blisko 40 tysiącom osób. - To jest miejsce, gdzie dokonują się niezwykle ciekawe procesy społeczne. Tyle narodów, co tu jest. I nie ma żadnych waśni etnicznych. Stadion wytworzył swoją własną logikę, system prawny, relacji towarzyskich, spotkań. Ci ludzie nie znają swoich języków, ale potrafią się ze sobą dogadać. Rozmawiają po polsku – mówi ksiądz Edward Osiecki. Ksiądz Osiecki od wielu lat opiekuje się ludźmi ze stadionu bez względu na ich narodowość i wyzwanie. Wie, że wkrótce wielu z nich straci pracę. Jola i Bogdan na stadionie są od pięciu lat. Mają kilka dni żeby zlikwidować stoisko. Sektor, w którym mają swój sklep, ma zniknąć jako pierwszy. Przed likwidacją stoiska trwa totalna wyprzedaż towaru. Ale nadal nie wiadomo kiedy i dokąd Jola i Bogdan będą mogli przenieść swój sklep. - Ludzie lubią ten klimat. Można się targować. W sklepie jest inna atmosfera i inne ceny. Tylko z tego żyjemy i jakoś się utrzymujemy – mówi pani Jola. Ze stadionu żyje także Lihn. Pochodzi z biednej rodziny. W Wietnamie był rybakiem. Do Polski przyjechał 10 lat temu w kontenerze przemytników ludzi. Od razu trafił na stadion. Pierwsze pięć lat Lihn był tragarzem. Tak zarobił na własną firmę i zalegalizował pobyt w Polsce. Na stadionie poznał swoja żonę - Ha. Za miesiąc urodzi się im dziecko. - Jak zamkną stadion, to najpierw szukam innego miejsca do handlowania. A jak się nie uda, to bar otworzę. Moi znajomi mają ciężej, bo polskiego nie znają. Będą musieli wrócić do Wietnamu, gdzie nie ma pracy – mówi. Dni bazaru są policzone. Handel będzie wygaszany etapami. Najpierw znikną stragany górnej korony - siedlisko przemytników, piratów i paserów. Wraz z nimi zamknięte zostaną legalne sklepy położone poniżej na dolnej koronie i otaczających ją błoniach. Zniknie też ruchoma kawiarenka Ewy, którą prowadzi od 12 lat. - Boję się zamknięcia stadionu. Przecież to strata pracy. Żadnych planów nie snuję. Modernizuję wózek i jeżdżę dalej. Każdy dzień przynosi sprzeczne informacje o stadionie. I to niepewność jutra jest najgorsza. Kupieckie związki walczą o nową lokalizacje firm ze stadionu. - Szkoda, że stadion ginie, a my nie zebraliśmy tych wszystkich doświadczeń. Po opisaniu mogłyby być użyteczne w naszych przyszłych przedsięwzięciach – dodaje ksiądz Osiecki.