Nasielsk. Podwarszawska gmina, w której mieści się schronisko w Krzyczkach. Żeby przekonać się, w jakim stanie są mieszkające tu zwierzęta, wraz z fundacją Emir próbujemy zabrać jedno z nich i oddać w dobre ręce. Schronisko robi przygnębiające wrażenie. Zwierzęta wyglądają na zaniedbane, dobiega nieustanny jazgot. Wybieramy psa, który wyraźnie potrzebuje pomocy. Jest przeraźliwie chudy i zalękniony, natychmiast więc zawozimy go lekarza. Ale jaki los spotka te, które tu zostały? Zwłaszcza, że to miejsce okryło się wyjątkowo złą sławą. Niespełna dwa lata temu, tuż za ogrodzeniem schroniska, dokonano makabrycznego odkrycia. Odkopano 49 zwłok zwierząt. Sprawą zajęła się prokuratura. Nie stwierdzono wprawdzie, by zwierzęta zostały otrute lub zabite w sposób mechaniczny, ale okazało się, że w schronisku fałszowano protokoły dotyczące adopcji i zgonów. Prokuratura nie może doliczyć się 460 zwierząt, głównie psów. - Akt oskarżenia objął prezesa fundacji, ówczesną kierownik schroniska oraz lekarza weterynarii, który współpracował w tym okresie ze schroniskiem w Krzyczkach. Zarzuty odnośnie członków zarządu obejmowały zarzut znęcania się nad zwierzętami poprzez niezapewnienie im właściwej opieki bytowej, utrzymywanie zwierząt w stanie niedbalstwa, niezapewnienie opieki weterynaryjnej. Przeprowadzone działania nie wykazały w jaki sposób doszło do rotacji zwierząt ze schroniska – mówi Jolanta Świdnicka z Prokuratury Rejonowej w Pułtusku. Mimo sprawy sądowej i niewyjaśnionych zaginięć, schronisko nadal działa. Czy jego właściciele ze skandalu sprzed dwóch lat wyciągnęli jakieś wnioski? Dowiemy się, gdy tylko nasza suka zostanie przebadana przez lekarza. Trafiła do najlepszych specjalistów w kraju. Jest w złym stanie. Nasza podopieczna będzie w klinice dochodziła do siebie. Wrócimy tu za jakiś czas, by sprawdzić jak się ma, ale już teraz wiadomo, że jak każde zwierzę po przejściach, do końca życia będzie odczuwała psychiczne skutki pobytu w schronisku.Nasza podopieczna zostaje jeszcze jakiś czas w lecznicy, ale potem chętnie oddamy ją w dobre ręce. Jeżeli ktoś z państwa chciałby się nią zaopiekować, prosimy o kontakt z naszą redakcją lub z Fundacją Emir. Fundacja Emir 0601300726 emir2@interia.pl www.fundacja-emir.org Krystyna Sroczyńska, która od lat zajmuje się bezdomnymi zwierzętami, twierdzi że, wyciąganie ich ze schronisk nie rozwiązuje problemu. To zwalczanie skutków bez likwidowania przyczyny. Niektóre gminy wydają na odławianie nawet 100 tys. zł rocznie. Schroniska są przepełnione, ale ich właścicielom najwyraźniej jest to na rękę. Jak poinformowała nas jedna z mazowieckich gmin, utrzymanie zwierzęcia w schronisku kosztuje trochę ponad 5 zł. To znaczy, że za 600 zł, jakie wydaje na odłowienie psa np. gmina Nasielsk, można utrzymać go zaledwie przez 111 dni. Dlaczego więc schroniska nie bankrutują? - Podmioty prowadzące schroniska nastawione są na zysk. A zysk polega na tym, że gminy mając ustawowy obowiązek zajęcia się psami płacą od tzw. głowy. Od odłowionego psa i odprowadzonego do schroniska. Schronisko nie ma żadnego interesu, żeby te psy żyły, żeby były zdrowe, szczepione i leczone. Interes jest w tym, żeby pies przeszedł bramę schroniska i jak najszybciej z tego świata odszedł, żeby zrobił miejsce dla następnego psa, czytaj dla następnej kasy. Robi się wszystko, żeby populację zmniejszyć. Fikcyjne adopcje mają ukryć unicestwianie tych zwierząt. A unicestwia się na różne sposoby. Jednym z nich jest nieleczenie. Drugim głodzenie. Trzecim łączenie zwierząt chorych i zdrowych w jednym boksie. Przy chorobach zakaźnych, wiadomo zaskutkuje to po krótkim okresie. Po 10 dniach, dwóch tygodniach mamy kolejne zgony. Są to zgony naturalne, jest przykrywka – twierdzi Krystyna Sroczyńska, prezes fundacji Emir. Prawo nie nakazuje sterylizowania zwierząt, a dzięki temu na Zachodzie uporano się z ich bezdomnością. Samorządy, choć na odławianie wydają coraz więcej pieniędzy, często nie szukają innych rozwiązań. Wyjątkiem są takie gminy jak Ciechanów, gdzie wprowadzono obowiązkowe czipowanie psów. A tymczasem schronisko w Krzyczkach, po kolejnej kontroli zostało tymczasowo zamknięte do czasu poprawienia warunków życia zwierząt. Przy okazji okazało się, że znowu w dziwny sposób nie można doliczyć się kilkudziesięciu zwierząt. Sprawę bada policja.