Dwa tygodnie temu reporterzy UWAGI! ujawnili, że system wyzysku pracowników nie jest specyfiką tylko prywatnych pracodawców. O łamaniu praw pracowniczych w Poczcie Polskiej opowiedziała listonoszka z Szamotuł pod Poznaniem. Po emisji reportażu do redakcji napłynęły setki maili od pracowników poczty z całego kraju, którzy potwierdzili słowa pani Renaty. Dziękowali jej za odwagę i skarżyli się na noszenie wielu kilogramów listów i druków reklamowych. Dodatkowo doręczyciele muszą prowadzić handel obnośny, sprzedając produkty zarówno spożywcze, jak i chemiczne. Listonosze mają jednak więcej powodów do niezadowolenia. Jednym z nich są nadgodziny, za które nikt im nie płaci. (zobacz zdjęcia) Pracownicy Poczty Polskiej, którzy do nas napisali, mówią, że nadgodziny zatajane są na dwa sposoby. Pierwszy to zmuszanie do podpisu pod listą z zaniżoną liczbą godzin. W drugim przypadku podwładni swojego wykazu godzin w ogóle nie widzą. Według dyrekcji Poczty Polskiej, listonosze, którzy stosują się do odgórnie ustalonych norm, nie pracują po godzinach. Zgodnie z tymi normami 21,6 sekundy powinno wystarczyć na wrzucenie listu do skrzynki na domku jednorodzinnym i przejście do następnego budynku. Na dostarczenie listu poleconego listonosze mają zaledwie 17,6 sekundy. - Listonosze to nie sprinterzy, żeby wyliczać im czas w dziesiątych sekundach – oburza się Marcin Żołędziewski z NSZZ Listonoszy Poczty Polskiej w Starym Kurowie. Dlaczego doręczyciele godzą się na ciężkie torby, darmowe nadgodziny i niepoważne normy? - Boimy się stracić pracę – mówią wszyscy zgodnie. - Mówi się, że polski kodeks pracy jest propracowniczy. Może taki jest literalnie, ale nie z ducha. Robi się wszystko, żeby go wykorzystać przeciw pracownikom – Andrzej Warpas z RKS NSZZ ”Solidarność” Pracowników Poczty Polskiej. Zobacz także:Czy to poczta, czy supermarket?Niewolnik czy pracownik?