Sprawa tzw. mafii lichwiarskiej to historia ludzi, którzy próbując wydostać się z finansowych kłopotów, trafili na gang składający się – według ustaleń prokuratury – z kilkudziesięciu prywatnych inwestorów i pośredników.
W ciągu ośmiu lat działająca w całej Polsce grupa zabrała kilkuset poszkodowanym jedyną cenną rzecz, która im pozostała – mieszkania.
- Mój ojciec miał problemy finansowe. Stąd powstały długi. Szukaliśmy kredytowania, żeby można było uwolnić mieszkanie od długów i je zatrzymać – opowiada Sylwia Chełminacka.
- Pożyczka, którą wzięliśmy, miała być tylko na czas załatwienia przez tatę prawdziwego kredytu bankowego – dodaje kobieta.
Niestety, dwupokojowe mieszkanie w Gdańsku przepadło.
- Ostatni raz byłam w nim 10 lat temu. Nie ma takiej możliwości, żebym je odzyskała. Zasądzone wyrokiem pieniądze to tak, może odzyskam, ale mieszkania już nie – mówi kobieta.
Z kolei rodzina Andrearczyków, myśląc, że bierze jedynie pożyczkę, straciła pensjonat w Helu.
- Tata miał niedokrwienny udar mózgu z afazją mieszaną. Mama nie dawała sobie rady – opowiada o początkach problemów Kamil Andrearczyk.
Ojciec pana Kamila - pan Jerzy - jeździ dziś na wózku, mówi w niezrozumiałym języku. Podpisując pełnomocnictwo ws. mieszkania, miał być w tak złym stanie jak dziś.
- Mamie do samego końca wmawiali, że to jest pożyczka. O tym, że [nieruchomość - red.] ma już innego właściciela dowiedzieliśmy się ostatni – mówi Dorota Malko, córka pana Jerzego.
Kolejna bohaterka naszego reportażu – Zofia Ferenc - też miała problemy finansowe.
- Zgłosił się do nas pan, który powiedział, że jest z firmy oddłużającej i pożyczy nam pieniądze. My spłacimy, a zostanie tyle czasu, żeby załatwić kredyt hipoteczny. Tego samego dnia zaprowadził nas do notariusza, miał już umówioną wizytę. Niecałe 10 minut trwało czytanie i składanie podpisów. Człowiek nawet się nie zastanawiał, dlaczego pojawił się akt notarialny – przyznaje.
- Po miesiącu zaczęłam się dobijać o kredyt hipoteczny. Zaczęliśmy chodzić po prawnikach z aktem notarialnym i okazało się, że kryje się za tym góra lodowa – dodaje pani Zofia.
Niechciani lokatorzy, libacje
Ofiary w końcu orientowały się, że u notariusza nie podpisywały umowy pożyczki pod zastaw mieszkania, lecz od razu przenosiły jego własność. W ten sposób lichwiarze przejmowali lokale za niewielki procent ich rzeczywistej wartości. Potem w bezwzględny sposób pozbywali się dawnych właścicieli.
- Przyprowadzano do nas do domu mężczyzn, którzy robili libacje. Jeżeli to nie skutkowało, to przyprowadzane były osoby z działek – opowiada pani Sylwia. I dodaje: - Podawano im alkohol. Odcinana była woda, były burzone ściany. Żebyśmy sami opuścili mieszkanie, nie mogąc znieść tego, co się dzieje. W takim mieszkaniu nie było możliwości przebywać. Wytrzymaliśmy ponad dwa tygodnie.
400 przestępstw
Mafią lichwiarską w końcu zajęła się prokuratura.
- Do tej pory sporządzono pięć aktów oskarżenia. Objęto nimi 39 podejrzanych, którym zarzucono popełnienie ponad 400 przestępstw na szkodę 230 pokrzywdzonych, którzy utracili nieruchomości o wartości ponad 30 mln zł – wylicza Marzena Mulkiewicz z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
- Umowy były zawierane w formie aktu notarialnego. W aktach były niekorzystne i niezrozumiałe dla pokrzywdzonych zapisy, skutkujące utratą nieruchomości. Dodatkowo pokrzywdzeni otrzymywali znacząco mniejsze kwoty niż te podane w aktach notarialnych. A wartości ich nieruchomości były zaniżane nawet o połowę – wyjaśnia prokurator Mulkiewicz.
Czy proceder byłby możliwy bez udziału notariuszy?
- Notariusze nie odczytywali aktów notarialnych, nie tłumaczyli też treści zawieranych przez nich czynności i ich skutków. Nie dopełniali w ten sposób ciążącego na nich, na mocy ustawy, obowiązku rzetelnego sporządzenia aktu notarialnego – mówi Marzena Mulkiewicz.
Z wyliczeń Dariusza Wilczyńskiego, prezesa Stowarzyszenia 304 K. K., wynika, że takich notariuszy w całej Polsce było około 40.
- To są wybrani notariusze mafii, u których podpisywane były akty notarialne. Notariusz powinien prosto wytłumaczyć tym ludziom, na czym to polega i z czym to się wiąże, a tego nie robił. Wszystko odbywało się szybko, pieniądze były na stole, akt podpisany i koniec, i kropka – mówi Wilczyński.
Siedmiu notariuszy
Do tej pory o udział w działaniach mafii lichwiarskiej oskarżono siedmiu notariuszy. Sąd zdecydował jednak – wbrew wnioskom prokuratury – że wszyscy notariusze pozostaną na wolności. Mało tego, sędziowie nie zgodzili się również, by notariuszy zawiesić w ich obowiązkach zawodowych do dnia wyroku.
- Sąd uznał, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że notariusze popełnili zarzucane im przestępstwa. Ale uznał, że stosowanie zawieszania w wykonywaniu zawodu notariusza nie może zabezpieczyć prawidłowego toku postępowania, to nie jest wyprzedzenie kary – mówi Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku. I zaznacza: - Oni mogą pracować, o ile odrębnej decyzji nie wyda samorząd notarialny, bo przed samorządem notarialnym też może się toczyć postępowanie dyscyplinarne.
- Oczywiście, jeśli zapadną wyroki, to na tej bazie będziemy chcieli czyścić nasze środowisko i będziemy prowadzili postępowania dyscyplinarne. Ale na tym etapie, kiedy prowadzone jest postępowanie karne, my równolegle nie możemy go prowadzić – twierdzi Sławomir Wroński, rzecznik Izby Notarialnej w Gdańsku.
Reporter w rozmowie z rzecznikiem Izby Notarialnej przywołał jednak wypowiedź rzecznika sądu okręgowego, który mówił, że takie postępowanie przed samorządem notarialnym może się toczyć niezależnie.
- Chcemy poczekać na rozstrzygnięcia sądu, bo nie dysponujemy pełnym materiałem – oświadczył Wroński.
Czy rzeczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by oskarżeni notariusze nadal wykonywali swój zawód? Czy ich postawa nie przeszkadza w prowadzeniu procesu?
- Przesłuchani zostali oskarżeni m.in. oskarżeni notariusze. Przesłuchiwani są świadkowie, nie ma obstrukcji procesowej. Jest jeszcze sprawa jednego notariusza, który był badany przez biegłych lekarzy i z uwagi na stan zdrowia jego sprawa została wyłączona do odrębnego postępowania – mówi Tomasz Adamski.
Notariusz nadal przyjmuje klientów
Oskarżony notariusz, o którym mówi sędzia Adamski, to Krzysztof K. Z akt sprawy wynika, że kilka razy nie przychodził do sądu, a ostatnio przedstawiona została opinia sporządzona przez biegłych psychiatrów, z której wynika, że stan zdrowia nie pozwala mu na udział w rozprawie.
Tymczasem pani Sylwia, która dziś pomaga innym poszkodowanym przez lichwiarzy, sprawdziła, że notariusz – mimo kłopotów ze zdrowiem – nadal przyjmuje klientów w swojej kancelarii.
Pod pozorem podpisania umowy przedmałżeńskiej umówiliśmy się na wizytę u oskarżonego rejenta. Ten nie chciał jednak rozmawiać ani z nami, ani z panią Sylwią.
Prokuratura zapowiada kolejne oskarżenia w sprawie mafii lichwiarskiej, a poszkodowani wciąż próbują odzyskać choć część straconych pieniędzy. Sylwii Chełminackiej z zasądzonych 200 tys. zł udało się ściągnąć od oszustów zaledwie ok. 30 tys.