Kto skrzywdził dziecko?

TVN UWAGA! 135059
Okrutnie okaleczony dziewięciolatek o włos uniknął śmierci. Gdy w ciężkim stanie trafił do szpitala, lekarze znaleźli w jego jelicie flamaster. Wciąż nie wiadomo, jak się tam znalazł, bo chłopiec milczeniem kryje oprawców.

- Chodziliśmy od lekarza do lekarza. Leczyliśmy go na grypę jelitową. Gdzieś koło 15 sierpnia trafiliśmy do przychodni, skarżył się, że go boli w lewym boku. Dostał niby bóle wyrostka robaczkowego. Chwycił go ból 5-6 minutowy, że ściany drapał. Poszłam do lekarza rodzinnego, dostaliśmy skierowanie do chirurga. 15 minut przed operacją wzięliśmy go na rentgen i na usg – mówi pani Ewa, mama 9-letniego chłopca. Dziewięcioletni chłopiec trafił na początku września do szpitala w Lesznie. To tam lekarze znaleźli w jego jelicie 11 centymetrowy flamaster. Natychmiast wysłali dziecko do szpitala specjalistycznego w Poznaniu, gdzie chłopiec przeszedł skomplikowaną operację. - Można powiedzieć, że ten przedmiot dość długo zalegał w jelitach. Na pewno tego nie połknął, na pewno nie przeszło to przez przewód pokarmowy. Zostało to w jakiś sposób wprowadzone od dołu. Nie sądzę, żeby dziecko zrobiło to sobie samo. Samo badanie per rectum jest dla dziecka bolesne i stresujące, a co dopiero włożyć coś takiego głębiej do jelit. Można domniemywać, że to był dość duży ból. To dziecko cierpiało - mówi doc. Przemysław Mańkowski, chirurg dziecięcy, Instytut Pediatrii, Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Chłopiec wrócił do domu pod koniec września. Od czasu operacji jest zamknięty w sobie. Ze względu na stan zdrowia nie może wrócić do szkoły, dlatego matka stara się o indywidualne nauczanie dla niego. Dyrekcja szkoły dowiedziała się o tragedii dziewięciolatka na początku września. Do tej pory przeprowadzono z uczniami jedynie rozmowy o przemocy. - Nie zrobiłam zebrania w szkole, bo naprawdę nie wiadomo, czy zrobili to rówieśnicy. Jeśli zrobili to rówieśnicy, to mam problem. Ale w tej chwili nie mam podstaw, żeby podejrzewać jakiegokolwiek ucznia. Nie wierzę, że to uczniowie tej szkoły - uważa Danuta Harasim, dyrektor Zespołu Szkół w Święciechowie Śledztwo w sprawie okaleczenie chłopca prowadzi prokuratura, ale do dziś nie zna okoliczności tragedii. - W tej chwili dysponujemy wyłącznie wiedzą, którą mamy od matki chłopca, która została przesłuchana w charakterze świadka. Mama przedstawiła nam relację, jaką miał jej przedstawić chłopiec – tłumaczy Magdalena Mazur – Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Próbowałyśmy z panią psycholog ze szpitala rozmawiać z nim, zdążył nam tylko powiedzieć, że to się stało na placu zabaw i brał w tym udział jego kolega – mówi pani Ewa, matka ofiary. Jak mówi pani Ewa, chłopiec wskazał też kolegę, który miał być sprawcą jego cierpienia. Matka podejrzewanego przez panią Ewę dziecka nie wierzy w winę swojego syna. - Mój syn przyjaźnił się z tym pokrzywdzonym chłopcem, siedzieli nawet razem w ławce. W ogóle to mój syn bał się chodzić do szkoły, bo zastraszali go starsi chłopcy, że mu zrobią to samo, co tamtemu. Powiedziałam o tym pani dyrektor. Podałam nazwiska, powiedziała, że z nimi porozmawia - mówi matka chłopca, wskazanego przez panią Ewę, jako tego, który mógł prać udział w okaleczeniu jej syna. - Grożą mi starsi chłopcy. Boję się, bo mnie biją. Powiedzieli, że jak o tym komuś powiem, to mnie zabiją – dodaje wskazany chłopiec. - Nikt nic nie zgłaszał. Tu w tej szkole nic takiego się nie dzieje, znam tych uczniów, to są dobre dzieci – zapewnia jednak Danuta Harasim, dyrektor Zespołu Szkół w Święciechowie. Od dwóch tygodni okaleczony dziewięciolatek jest pod opieką psychologów, którzy próbują przekonać chłopca, by przerwał milczenie na temat tego, co się wydarzyło. Jeżeli im się to uda – wówczas zostanie przesłuchany przez śledczych. - Prokuratura do tej pory nie przesłuchała chłopca, mając na uwadze stan jego zdrowia oraz konieczność zebrania większej ilości dowodów, ustalenie okoliczności zdarzenia, które pozwolą nam zadać chłopcu konkretne pytania: kiedy doszło do tego zdarzenia, gdzie, kto dopuścił się wobec niego przemocy i jaki charakter miała ta przemoc – wyjaśnia Magdalena Mazur – Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Zawsze przyczyną milczenia dziecka jest zastraszenie. Nigdy nie wiemy, co sprawca powie dziecku. Oraz my dorośli nie wyobrażamy sobie, jak niewinne groźby mogą u dziecka powodować bardzo wysoki poziom lęku. Może też milczeć w takich sytuacjach, bo chce ochronić rodziców. Bo nigdy nie wie, jak rodzic zareaguje i jaki kłopot może mieć rodzic z tego powodu - uważa prof. Maria Beisert, psycholog seksuolog.

podziel się:

Pozostałe wiadomości