Kto postrzelił rolnika?

TVN UWAGA! 3623260
TVN UWAGA! 131647
Przerwany rdzeń kręgowy, paraliż, kalectwo. To nieodwracalne skutki nielegalnej zabawy z bronią. Niewinną ofiarą jest rolnik spod Lublina. Kula z pistoletu została wystrzelona kilkanaście miesięcy temu na dzikiej strzelnicy, podczas imprezy dla grona ustosunkowanych osób z okolic Lublina i ich dzieci. Kto strzelał? Dlaczego do dziś nikt nie został ukarany?

- Mąż siedział w ciągniku. Jak dostał kulą, wyleciał z niego - mówi Urszula, żona poszkodowanego. - Krzyknąłem: człowieka postrzeliliście. I dopiero się uciszyło. Było tu 25, może do 40 osób. I dzieci – opowiada były świadek wydarzeń. - Będzie kaleką do śmierci - dodaje Bolesław, ojciec poszkodowanego. Nielegalne zawody strzeleckie w dzikim wyrobisku piasku zorganizował ówczesny prezes bełżyckiego oddziału Ligii Obrony Kraju. Pistolety i karabiny przywiózł na miejsce inny członek Ligii - zawodowy policjant. To im prokuratura postawiła zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. - To miejsce na otwartej przestrzeni, nie było zabezpieczone. Nie było odpowiednio zabezpieczonych stanowisk strzeleckich, pawilonu strzeleckiego, zabezpieczeń bocznych, ogrodzenia ostrzegawczego, czy systemu tablic ostrzegawczych, instalacji oświetleniowych, sygnalizacyjnej i sterowniczej. Ilość uchybień wskazuje, że to miejsce nie spełniało wymogów strzelnicy otwartej - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik prasowy, Prokuratura Okręgowa w Lublinie. Wystrzelona z pistoletu kula przeleciała prawie 600m. Pracującego w polu mężczyznę trafiła tuż pod łopatką, nieodwracalnie uszkadzając mu rdzeń kręgowy. Od tego czasu pan Andrzej jest sparaliżowany poniżej wysokości klatki piersiowej i zdany wyłącznie na pomoc żony. Zanim do strzelających dotarł pomocnik pana Andrzeja oddano kolejne serie strzałów. To sprawiło, że nie udało się ustalić osoby, która faktycznie postrzeliła mężczyznę. - Oddano ten strzał w momencie, kiedy na stanowisku broni krótkiej znajdowali się małoletni chłopcy w wieku od 9 do 12 lat. To oni oddawali strzały, dorośli im na to zezwolili, pomagali im nawet trzymać broń, ponieważ była ciężka - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik prasowy, Prokuratura Okręgowa w Lublinie. - Jakby trafiło odwrotnie, to by rolnika zamknęli. Teraz dzieci podstawili, najlepiej na dziecko zegnać. Wiem, że nie zostaną ukarani tak, jak powinni – żali się Andrzej Kępski, poszkodowany. Oprócz działaczy Ligii Obrony Kraju strzelać przyjechali też członkowie i sympatycy Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Wśród uczestników byli między innymi wojskowi, lekarze, nauczyciele i urzędnicy. Część z tych osób przywiozła ze sobą dzieci, którym również pozwolono strzelać. Dziś unikają kontaktu i niechętnie mówią o wydarzeniach z 2012 roku. - Pamiętam, że przybiegł jakiś typowy rolnik i zaczął krzyczeć, że zabiliśmy człowieka. Myślałem, że to jakiś pijak przyszedł i sobie żartował. I chyba wszyscy tak myśleliśmy, a potem byliśmy przerażeni tym faktem, nie spodziewaliśmy się takiego zakończenia. Przerwaliśmy strzelanie i czekaliśmy. Natomiast ja staram się o tym zapomnieć. Nie wiem, czy jest to właściwa postawa, ale tak to z mojej strony wygląda – mówi uczestnik imprezy. - Myśmy tylko chwilę przy tym pomagali, żeby dzieci nie były same I taka była nasza rola w tym wszystkim W Polsce nie jest powiedziane, od kiedy można strzelać. Nie ma takiego wymogu i według normalnie regulaminów, nie ma takiego zapisu, od kiedy dziecko może strzelać – mówi inny uczestnik imprezy. Na spotkanie przed kamerą zgodził się tylko jeden uczestnik feralnej imprezy. Janusz Watras jest dyrektorem w zarządzie dróg powiatowych w Bełżycach. Jest jednym z dwóch oskarżonych w tej sprawie. To jego pierwszy komentarz dotyczący wypadku. - Ja do końca nie miałem wiedzy, kto strzelił i jaka to sytuacja. Byłem współorganizatorem imprezy. Ja nie pociągnąłem za spust. Sprawa jest skomplikowana. Pogłoski są, że myśliwy mógł postrzelić, bo tam dużo kłusowników jest - mówi Janusz Watras, prezes oddziału Ligi Obrony Kraju w Bełżycach. Na szczęście podobnych wątpliwości nie mają biegli wydający opinię dla prokuratury. Drugi z oskarżonych, policjant, również nie przyznaje się do winy. Swoje wyjaśnienia chce złożyć dopiero w sądzie. Obydwaj oskarżeni w tej sprawie zgodnie twierdzą, że choć pomagali w organizacji imprezy, ich zadaniem miało być głównie dostarczenie na miejsce broni. Faktycznym inicjatorem spotkania był, według nich, wysoki rangą urzędnik lubelskiego ratusza, członek Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. - Całą swoją wiedzę przekazałem organom państwowym, które w tej prawie prowadzą postępowanie. Uważam, że powinien być powszechny obowiązek przeszkolenia wojskowego mężczyzn w Polsce i ubolewam, że ten obowiązek został zniesiony. Przeciętny mężczyzna powinien być wysportowany i wyszkolony pod względem wojskowym, gdyby ojczyzna była w potrzebie, żeby mógł jej służyć. Jeżeli nie jest przeszkolony, również w zakresie umiejętności strzeleckich, to jak może bronić ojczyzny? – mówi członek Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Nielegalne zawody strzeleckie nie były pierwszymi, jakie odbyły się w dzierżawionym wyrobisku. Kilka miesięcy wcześniej lokalne władze wspólnie z Ligą Obrony Kraju zorganizowały tam zabawę z okazji Dnia Dziecka. Mimo braku wymaganych zezwoleń wśród konkurencji znalazły się rzut granatem ćwiczebnym i strzelanie z broni palnej.

podziel się:

Pozostałe wiadomości