Anna Rogalska mieszka z matką w kamienicy przy Jagiellońskiej 27 od ponad 20 lat. W nocy 6 grudnia cudem uszły z życiem, gdy o g. 4 rano ktoś podpalił piwnice. Mieszkanie pani Anny zostało zniszczone, do dziś nie ma prądu ani gazu. - Nie spotkałam się z tak gryzącym dymem. Od razu wchodziło w płuca, gardło, oskrzela. Byłam w pułapce. Siedziałam w środku i czułam, że tracę przytomność. To było już takie zobojętnienie, że co będzie to będzie. Nie miałam już siły się ratować. Myślałam, że to już jest koniec – mówi Anna Rogalska, mieszkanka Pragi-Północ Odkąd kamienicę przy Jagiellońskiej 27 przejęli w 2008 r. nowi właściciele, budynek płonął czterokrotnie. Po każdym pożarze wyprowadzają się kolejni lokatorzy. We wszystkich mieszkaniach odcięto gaz, część mieszkańców musi sobie radzić bez prądu i kanalizacji. Mieszkańcy warszawskiej Pragi od kilku miesięcy żyją w strachu przed podpalaczem, który wybrał za cel ich dzielnicę. W ciągu ostatnich 12 miesięcy doszło w tej okolicy do co najmniej 45 pożarów w budynkach. To dwa razy więcej niż rok wcześniej. Kamienice płoną najczęściej w noce podczas weekendów. Ogień pojawia się w kwartale kilku ulic. Do tej pory zginęła jedna osoba, kilkadziesiąt zatruło się dymem, zniszczonych zostało wiele mieszkań. Najczęściej płoną budynki o niewyjaśnionym statusie prawnym lub niedawno przejęte przez spadkobierców dawnych właścicieli. 6 grudnia niemal równocześnie pożary wybuchły w trzech kamienicach oddalonych od siebie o kilkaset metrów. Policja nie ma wątpliwości, że były to podpalenia. - Dym i ogień był wszędzie. Jak otworzyłam okno widziałam płomienie na około do wysokości około 3 metrów. Skakać, uciekać? Nie wiadomo, co robić. Złapałam dziecko, ubranie dla niego i uciekłam – mówi Iwona Michalska, mieszkanka Pragi-Północ. - Cudem uratowałam swoje życie dzięki psu. Pies mnie obudził – dodaje Jadwiga Miszczuk, mieszkanka Pragi-Północ. Rekordowo często ogień pojawiał się w kamienicy przy ulicy Zamoyskiego 25. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy strażacy przyjeżdżali do niej aż czterokrotnie. Ostatni raz 4 grudnia. Bezradni mieszkańcy praskich kamienic postanowili zwrócić się o pomoc do władz. Na nadzwyczajnej sesji rady dzielnicy ich skarg wysłuchiwali urzędnicy, przedstawiciele policji, straży pożarnej i straży miejskiej. Doprowadzeni do ostateczności mieszkańcy Pragi postanowili zaprotestować przeciwko fali pożarów i bezczynności władz. Podczas demonstracji kilkadziesiąt osób przeszło szlakiem kilkudziesięciu podpalonych kamienic. - Od momentu pożaru nie zauważyłam, żeby były wzmożone patrole policyjne czy straży miejskiej. W dalszym ciągu nic się nie dzieje – mówi Anna Rogalska, mieszkanka Pragi-Północ. - Chcemy zwołać straż mieszkańców, która weźmie bezpieczeństwo w swoje ręce. Będziemy patrolować te miejsca, gdzie najczęściej wybuchały pożary – dodaje Marek Jasiński, Komitet Obrony Lokatorów. Pod naciskiem mieszkańców powołano specjalną policyjną grupę, która tropi podpalaczy. Już po kilku dniach w ręce policjantów wpadł 18-latek, który podpalił pustostan przy ul. Marcnikowskiego. - Mężczyzna przyznał się i poddał się dobrowolnej karze dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat – mówi Monika Brodowska, Komenda Rejonowa Policji Praga-Północ. Mieszkańcy postanowili sami patrolować wieczorami ulice Pragi. Pojawienie się straży lokatorskiej sprawiło, że po raz pierwszy od początku listopada w czasie kilku kolejnych weekendów nie doszło do żadnego pożaru. Policja zatrzymała właśnie kolejną osobę podejrzaną o podpalenia na Pradze. Mężczyzna przyznał się na razie do podpalenia kamienicy przy Jagiellońskiej 27. Śledczy sprawdzają czy ma związek z innymi pożarami.