Przewodniczący związku zawodowego Kontra w kopalni Borynia w Jastrzębiu Zdroju Jozef M. namawiał górników, członków związku, do zaciągania kredytów. Górnicy zaufali swojemu szefowi i kredyty zaciągnęli. Łączna kwota pożyczonych pieniędzy to ponad 400 tysięcy złotych, a z odsetkami około 800 tysięcy. Szef związku pożyczał od górników gotówkę – twierdził, że jest konieczna na bieżące potrzeby związku. Niektórzy z górników kilkakrotnie zaciągali kredyty dla przewodniczącego, a on spłacał je w ich imieniu. W końcu jednak przestał to robić i ciężar spłat spadł na nich samych. Pieniądze pożyczane przez Józefa M. nigdy nie trafiły do kasy związku. Gdzie trafiły? Tego nikt nie wie. - Cała afera wyszła pod koniec listopada – mówi Lucjan Drechsler, górnik z Boryni. – Na początku przewodniczący obiecywał na zarządach, że kredyty będą spłacane, ale do dziś nikomu nie pomogli – nawet złotówką. Niektórzy górnicy mają do spłaty nawet po 40 tysięcy złotych. Średnia pensja górnika pracującego w Boryni to około dwóch tysięcy złotych. Najwięcej – około dwóch i pół tysiąca – zarabiają pracujący w najniebezpieczniejszych warunkach. Konieczność comiesięcznego spłacania rat kredytu, nawet po 800 złotych, to dla nich ogromne obciążenie. Górnicy na początku nie wiedzieli, jak wielu z nich zaciągnęło kredyty na rzekomą działalność związku. Zmusili w końcu Józefa M. do przedstawienia listy z nazwiskami. Niewiele im to dało. Józef M. po ujawnieniu sprawy kredytów rozchorował się i jest na zwolnieniu lekarskim. Reporterowi UWAGI! otworzył drzwi mieszkania, by powiedzieć tylko ”Nie rozmawiam”. Nowy przewodniczący Kontry w Boryni też nie wie, co stało się z pieniędzmi. Sprawę postanowił zgłosić do prokuratury. - Chcemy się dowiedzieć, co stało się z tymi pieniędzmi – mówi Kazimierz Wilk, szef Kontry w kopalni Borynia. – Związek nie ma żadnego zadłużenia, nie brał żadnych kredytów. Brały je osoby prywatne. Wszystko wskazuje na to, że środki zostały przekazane przewodniczącemu, ale nie ma śladów wprowadzenia tych środków w księgowości związku. Józef M. namawiał górników do zaciągania kredytów w SKOK-u, mieszczącym się w tym samym budynku, co siedziba Kontry. Osobiście pośredniczył także w zawieraniu niektórych umów kredytowych, sam, bez pracownika SKOK-u. W tym czasie był także członkiem rady nadzorczej tego SKOK-u. - Nie miał prawa, mimo, że był przewodniczącym rady nadzorczej, wypisywać dokumentów, wynosić ich, wnosić – mówi Joachim Nowak, prezes zarządu SKOK Centrum w Bytomiu. – W protokole z przeprowadzonej w oddziale kontroli nie znajduje to potwierdzenia. Górnicy zostali z ogromnymi kwotami rat do spłacenia. Niektórych z tego powodu opuściły żony. Nie mogą zrozumieć, jak człowiek, którego obdarzyli autorytetem, mógł postąpić wobec nich tak nieuczciwie.