– Dlaczego ktoś, kto jeździ czarnym mercedesem, musi być zaraz traktowany jak bandyta? – pyta Jacek Jatczak zaatakowany przez policjantów podczas obławy na złodziei ciężarówki. Jatczak, tego wieczoru jechał razem z narzeczoną do rodziny. Auto skręciło w boczną uliczkę i wtedy nagle wybiegł na drogę mężczyzna, który zaczął do nich strzelać. – To wyglądało na typowo bandycki napad. Strzelano po prostu, żeby nas zabić – opowiada Joanna Krygier. – Nie było żadnych odblaskowych elementów, czegokolwiek, co mogłoby nas upewnić, że mamy do czynienia z policją. Funkcjonariusze przyjechali nieoznakowanym samochodem, mieli cywilne ubrania. Policja twierdzi jednak, że pasażerowie mercedesa doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia. Na tej podstawie oskarżono Jatczaka o utrudnianie pracy policji i potrącenie funkcjonariusza. – To jakiś absurd! – odpowiada poszkodowany. Dopiero po całym zajściu, gdy o ostrzelaniu auta, pasażerowie powiadomili policję,na miejscu pojawiły się oznakowane samochody i funkcjonariusze w mundurach. Roman Kałuży, były szef policyjnych oddziałów prewencji w Bydgoszczy uważa natomiast, że akcja była źle przygotowana. – Auto nie powinno być zatrzymane w miejscu, gdzie była prowadzona obserwacja ciężarówki – mówi Kałużny. Policjanci oddali przynajmniej kilka strzałów. Na pewno nie celowali w opony. Według ekspertów, co najmniej dwie kule mogły okazać się dla pasażerów śmiertelne. Po tym zdarzeniu nie zwolniono ani nie odsunięto od pełnienia obowiązków żadnego z funkcjonariuszy. Do podobnej pomyłki doszło w maju br. w Poznaniu. Skończyła się ona jednak tragicznie – jedna osoba zginęła, druga została kaleką.