Na trop międzynarodowej afery z mięsem reporterzy UWAGI! trafili dzięki informacji anonimowej kobiety. Opowiedziała o jej zdaniem nielegalnie sprowadzonych ze Szwecji tysiącach puszek z mięsem, w fatalnych warunkach przechowywanych w hurtowniach. Dziennikarskie śledztwo toczyło się po obu stronach Bałtyku – z reporterami UWAGI! współpracowali dziennikarze jednego z największych szwedzkich dzienników Svenska Dagbladet. Trop zaprowadził do firmy Jerzego i Wojciecha K. z Sosnowca, ojca i syna. Dziennikarze UWAGI! podali się za biznesmenów z branży gastronomicznej, którzy chcą kupić paletę puszek z mięsem. Od sprzedawców dowiedzieli się, że trafiają one na rynek w hurtowych ilościach. ---ramka 9792|prawo|--- - Sprzedajemy to dużym firmom w Polsce, nie gastronomicznym, ale robiącym zbiorową żywność – mówi sprzedawca szwedzkiego mięsa. – Biorą to do gołąbków, krokietów. Sprzedają przedszkolom, domom spokojnej starości. Wiadomo, że to taniej wyjdzie. Pierwsza dziesiątka firm od nas to kupuje. Udało się ustalić, że w latach 2007 – 2009 do 12. zakładów garmażeryjnych w całej Polsce trafiło 94. tysiące puszek ze starym mięsem. Skąd się u nas wzięło? Pochodzi z zapasów szwedzkiej armii. Puszki produkowano w czasach zimnej wojny na wypadek konfliktu zbrojnego. Po upadku komunizmu stare mięso zostało wycofane z wojskowych magazynów, a szwedzkie ministerstwo rolnictwa sprzedało je prywatnej firmie zaznaczając, że nie jest przeznaczone dla ludzi. - Podpisana została umowa, ponieważ nie chciano, by na rynek dostała się taka ilość mięsa – mówi Joakim Holmdahl, dyrektor wydziału spraw zagranicznych Ministerstwo Rolnictwa Szwecji. - To spowodowałoby kłopoty. Nie z powodu jakości mięsa, tylko jego ilości na rynku. W umowie jest zapis zabraniający sprzedaży mięsa do konsumpcji przez ludzi w krajach Unii Europejskiej. Powodem nie były kwestie zdrowotne, tylko jego wpływ na ceny rynkowe. Jednak jak sprawdzili dziennikarze gazety Swenska Dagbladet już 10 lat temu w momencie sprzedaży znaczna część mięsa nie nadawała się do spożycia. - Rozmawiałem z producentami tej żywności, z firmą Unilever i firmą Scan, która jest największym szwedzko-fińskim przetwórcą mięsa – mówi Henrik Ennart, dziennikarz Svenska Dagbladet. - Jednogłośnie stwierdzili, że te produkty nie nadają się do spożycia, gdy mają ponad 10 lat. Spora ich część miała więcej niż 10 lat w momencie sprzedaży. Producenci zalecili, by ludzie nie spożywali tego mięsa. Podając się za biznesmenów dziennikarze UWAGI! kupili od firmy Wojciecha K. 144 kilogramy szwedzkiego mięsa za 1800 złotych. Najstarsze puszki miały 27, najmłodsze 20 lat. Według producenta żadna z nich nie nadawała się do spożycia. Aby zachęcić do kupna puszek Wojciech K. zorganizował prezentację oferowanego produktu. - Sam z 10 puszek zjadłem – powiedział Wojciech K. – To normalne mięso. Od 92 roku jeżdżę volvo i nic jeszcze mi na drodze nie siadło. A to też szwedzkie jest. Wojciech K. przekazał reporterom dokument wystawiony przez małopolski Sanepid. Badania tej placówki stwierdzały, że państwowy urząd nie ma żadnych zastrzeżeń do szwedzkich puszek. Nikt z Sanepidu nie sprawdził, skąd wzięło się aż tak stare mięso i czy mogło trafić na polski rynek. Rzeczniczka prasowa Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie Anna Armatys była zaskoczona przeglądając dokumenty i powiedziała, że sprawa zostanie dokładnie zbadana. Pracownica Sanepidu, która podpisała certyfikat nie chciała rozmawiać. Zawartość szwedzkich puszek zbadali naukowcy z wydziału technologii żywności Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. - To pachnie rybą – powiedziała po otwarciu puszki dr inż. Maria Walczycka z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. – Rybi zapach może sugerować, że białko uległo degradacji. Badania pokazały, że w mięsie z puszki przekroczone są polskie normy na świeży tłuszcz i świeże mięso. Tłuszcz jest zupełnie zepsuty. Tym się można zatruć. Z dokumentu wystawionego przez małopolski Sanepid wynika, że importerem puszek jest spółka Inex z Krakowa. Firma zarejestrowana jest w prywatnym mieszkaniu na szóstym piętrze bloku w Krakowie, ale mieszka tam prywatny lokator, który nigdy o Ineksie nie słyszał. Inex kupił od szwedzkiego pośrednika 100 tysięcy puszek mięsnych, które miały trafić na rynek Rosji i Ukrainy. Tymczasem produkt trafił do polskich konsumentów. Bengt Lindroth, właściciel szwedzkiej firmy, która sprzedała mięso Ineksowi, zaprzeczył, by podpisywał umowę z Polakami i odmówił rozmowy. Inex nie jest zarejestrowany w Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej, a kupione przez reporterów puszki nie mają wymaganego przez unijne prawo oznakowania, udokumentowanego pochodzenia i informacji o sposobie przechowywania. Wojciech K., kiedy reporter UWAGI! ujawnił się przed nim, powiedział, że nie zna żadnych szwedzkich dokumentów stwierdzających, że mięso nie nadaje się do jedzenia przez ludzi, że jego zdaniem mięso nie jest stare i dlatego, jak powiedział, „puścił je dalej”. Okazuje się, że puścić takie mięso dalej mieliby ochotę także w innych firmach dostarczających żywność do szkół, przedszkoli, szpitali i sklepów spożywczych. Dokumentacja wystawiona przez Sanepid wystarczy, aby sprzedać stare mięso. - Jak jest nawet najgorsza żywność, to ludzie i tak to kupią – powiedział jeden z handlarzy mięsem. O dalszych losach starego szwedzkiego mięsa już w poniedziałek w UWADZE! Dowiecie się Państwo, gdzie ono trafiło i jak polskie służby sanitarne poradziły sobie z problemem.