„Wywiązała się awantura”
Według śledczych Jacek Jaworek, w nocy z 9 na 10 lipca 2021 roku, zastrzelił swoich bliskich. Do zdarzenia doszło w miejscowości Borowce w powiecie częstochowskim, gdzie policjanci znaleźli trzy ciała – małżeństwa Justyny i Janusza oraz ich 17-letniego syna Jakuba. Przypominamy reportaż >
- On wszedł i prawdopodobnie wywiązała się awantura. Od razu zaczął strzelać, więc Justyna słyszała te strzały i zadzwoniła na policję. Na nagraniu nie ma dużo, zdążyła się przedstawić i po chwili jest przerażający płacz i krzyk. Później wszystko rozegrało się już bardzo szybko – opowiada Katarzyna Chalecka, przyjaciółka zamordowanego małżeństwa. I dodaje: - Jacek stał nad Januszem i dobijał go, strzelając do niego kilkukrotnie. Później zabił Kubę i Justynę. Do Janusza oddał siedem strzałów, do Justyny jeden i do Kuby dwa.
Po dokonaniu zbrodni Jacek Jaworek miał wybiec z domu. Do tej pory, pomimo bardzo intensywnych poszukiwań, policja nie trafiła na żaden ślad mężczyzny.
- Najpierw był list gończy, potem europejski nakaz aresztowania i czerwona nota Interpolu. To świadczy o tym, że Jacek Jaworek jest jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi na całym świecie – mówi Aleksandra Nowara, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Współpracujący z policją profiler i psycholog Bogdan Lach, analizując wydarzenia podkreśla, że Jacek Jaworek strzelał będąc pod wpływem silnych emocji. Fakt, że miał z budynkach gospodarczych ukrytą broń wskazuje, że planował zabójstwo, a po dokonaniu zbrodni prawdopodobnie popełnił samobójstwo.
- Ślady kul były w ścianach, futrynach. Prawdopodobnie emocje były tak nasilone, że spowodowały utratę zdolności intelektualnych. Dopiero jak emocje opadały, zaczął się konfrontować z tym, co się stało. Wtedy też dochodzi czasem do refleksji, by zakończyć swoje życie. Czasem ta refleksja dochodzi po dwóch godzinach, a czasem po trzech dniach – tłumaczy Bogdan Lach.
Piętrzące się problemy Jacka Jaworka
Życie Jacka Jaworka całkowicie zawaliło się, gdy żona wystąpiła o rozwód. Mężczyzna od wielu lat pracował jako glazurnik na zagranicznych budowach. Utrzymywał pięcioosobową rodzinę. Po rozwodzie musiał opuścić mieszkanie.
- Chciał jeszcze popracować gdzieś za granicą, kupić jakieś mieszkanie, żeby mieć gdzie się zatrzymać. Jak wracał zza granicy, to nie miał gdzie iść – opowiada krewna Jaworka. Dlaczego zatrzymał się u brata?
- Wynajem był dość drogi, a on liczył, że w ciągu miesiąca wyjedzie do pracy. Nie chciał podpisywać kolejnej umowy wynajmu. Chciał chwilę przed wyjazdem gdzieś się zatrzymać – tłumaczy krewna poszukiwanego.
Z powodu pandemii Jacek Jaworek nie wyjechał do pracy, a w domu, w którym mieszkał brat z rodziną nie był miłym gościem.
- Jacek był intruzem w tym domu. Nie chcieli, żeby był w ogóle tam był. Brat udzielili mu gościny na jakiś czas. A on jeździł mercedesem, kupował drogie ubrania, miał drogie gadżety. Chyba mógł kwestię mieszkaniową rozwiązać inaczej – uważa Katarzyna Chalecka.
Punkt zwrotny
Do problemów mieszkaniowych doszły kolejne, bo Jacek Jaworek nie chciał płacić alimentów na rodzinę.
- Był za nim wystawiony list gończy za niepłacenie alimentów. Policja dostała sygnał, gdzie przebywa. Jacek przekazał mi, że to brat Janusz doniósł na niego na policję. Być może wtedy nastawienie Jacka do brata się zmieniło. W więzieniu Jacek spędził chyba 2,5 miesiąca. Kiedy wyszedł, widziałem w nim ogromną zmianę – opowiada Tomasz Górnicz, przyjaciel Jacka Jaworka.
- Jak wyszedł z więzienia zaczęło się dziać bardzo źle. Zastawiał dzieciom basen samochodem, nie pozwalał im wchodzić. Wytrzepywał dywaniki samochodowe nad kwiatkami Justyny. Otwierał bramę, gdy wypuszczane były psy. Chodził i powtarzał, że ich zabije – opowiada Katarzyna Chalecka.
Samobójstwo czy ucieczka?
Czy Jacek Jaworek popełnił samobójstwo? Policja wciąż nie trafiła na żaden ślad, wskazujący na ucieczkę. Do dziś nie znaleziono zwłok Jacka Jaworka, choć bardzo dokładnie przeszukano okoliczne lasy.
- Przeszukano obszar w promieniu 7 km do miejsca, w którym doszło do zbrodni. To teren bardzo trudny do poszukiwań, zalesiony, bagnisty. Wiemy o tym, że Jacek Jaworek znał go bardzo dobrze, urodził się tam. Sąsiedzi potwierdzają, że często wychodził do lasu – podkreśla Aleksandra Nowara, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Bliscy pani Justyny i pana Janusza uważają, że brak śladów to dowód na precyzyjny plan ucieczki.
- Jacek Jaworek zamordował troje ludzi i rozpłynął się w powietrzu bez śladu? Jak to się mogło stać? Jak to możliwe? Ktoś wchodzi do czyjegoś domu, zabija z premedytacją troje ludzi, rodzinę i nie ma żadnego śladu? Dlaczego? – zastanawia się przyjaciółka zamordowanych.
W wersję ucieczki nie wierzy przyjaciel Jaworka.
- On był bardzo pedantyczny. Nie zabrał samochodu, pieniędzy, leków. Był chory, bez tych leków nie był w stanie przeżyć kilku dni. Jak u mnie mieszkał, to biegałem od apteki do apteki, szukając mu tych leków, bo bez nich było z nim bardzo źle – opowiada Tomasz Górnicz.
Policja nie może wykluczyć żadnego ze scenariuszy, dlatego od roku sprawdza każdy sygnał o tym, że ktoś widział Jacka Jaworka. Policjanci przeglądają dziesiątki monitoringów, sprawdzają niezidentyfikowane zwłoki.
- Czekamy na wyjaśnienie tej sprawy. Wiadomo, że łatwiej nam będzie żyć wiedząc, że ta sprawa została rozwiązana – kończy Katarzyna Chalecka.