W połowie kwietnia Polską wstrząsnęła wiadomość o zagłodzeniu przez rodziców półrocznej dziewczynki z miejscowości Brzeźna. Rodzice zostali aresztowani. W celi zdecydowali się zeznawać i obciążyli znachora Marka H. To on miał ich skłonić do zastosowania diety, która doprowadziła do śmierci dziecka. - Praktyki znachorskie uważam w ogóle za niedopuszczalne. A praktyki znachorskie, w których żąda się przerwania leczenia, to jest barbarzyństwo. Takie leczenie, jakiemu zostało poddane to dziecko, to jest bandytyzm – komentuje sprawę dr n. med. Jerzy Friediger, Okręgowa Izba Lekarska. Po zatrzymaniu Marka H. przez policję do naszej redakcji przyszedł list, w którym opisano, jak funkcjonował znachor. Postanowiliśmy na miejscu, w okolicach Nowego Sącza, dowiedzieć się jak żył ten człowiek i jak leczył. Jednak przez wiele dni walczyliśmy o przełamanie zmowy milczenia wokół Marka H. W końcu dziennikarzom UWAGI! udało się dotrzeć do osoby z jego najbliższego otoczenia. - Ja na pewno będę po stronie pana Marka. Jest mi przykro z tego powodu, co media zrobiły. Mojemu dziecku akurat pomógł, bo moje dziecko już nie powinno żyć w tym momencie. Moje dziecko zostało zaszczepione i bardzo ciężko zachorowało na chorobę, która praktycznie… W ciągu dwóch lat powinien umrzeć. Nigdy żadnych ziół nie braliśmy. On moje dziecko leczył poprzez energię – opowiada znajoma Marka H. W domu odwiedzały znachora dziesiątki osób zainteresowanych jego uzdrawiająca mocą. Marek H. ma 66 lat. Edukację zakończył na szkole średniej. Wcześniej pracował jako kierowca i magazynier. O tym, jak wyglądały wizyty u znachora, opowiedziała nam młoda dziewczyna, która była jego pacjentką. Spotkała się z nami w tajemnicy nawet przed rodziną, gdyż boi się zemsty ludzi z otoczenia Marka H. - Moi kuzyni, którzy już od dawna uczęszczają do tego człowieka, zabrali mnie do niego pod pretekstem, że jest psychologiem. Początkowo byłam przerażona tym, co on robi. Stanął naprzeciwko mnie, przyglądał się mi, kazał położyć mi się na kozetce. Było mi już w pewnym momencie słabo, bo cały pokój był zadymiony. Zaczął wymachiwać nade mną jakimiś pałeczkami, mówić coś pod nosem. Powiedział, że mam raka mózgu. Symptomami miały być łzawiące oczy, co oczywiście okazało się zapaleniem spojówek. Mówił o tym, że jak będę do niego regularnie uczęszczała, to spokojnie wyleczymy tego raka mózgu – opowiada była klientka znachora. Wokół znachora zaczął się tworzyć krąg ludzi, którzy nie tylko wierzyli w jego zdolności uzdrawiające, ale również w jego nadprzyrodzoną moc i kontakty z Bogiem. Dla wielu osób Marek H. stał się guru. - Prokuratura sprawdza wszystkie przypadki, w których postać Marka H. się pojawiła. Mówimy tutaj o sprawie pięcioletniego Przemka, który również zmarł. Tam prokuratura prowadziła już postępowanie, tylko nawet matka, która usłyszała prawomocny wyrok skazujący za zaniedbania w stosunku do tego dziecka, będąc przed prokuratorem nie chciała potwierdzić udziału Marka H. Natomiast teraz, przy sprawie Magdy, otwiera się kolejna furtka dla prokuratora w zakresie poszukiwania nowych dowodów, nowych ustaleń. Jeżeli takowe się znajdą, to bardzo prawdopodobne, że te postępowania zostaną podjęte na nowo. I Marek H. może odpowiedzieć z inne czyny, których się dopuścił – wyjaśnia Piotr Kosmaty, Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. Rodzice sześciomiesięcznej dziewczynki oraz sam znachor są nadal tymczasowo aresztowani. Prokuratura liczy, że zgłoszą się jego kolejne ofiary.