Trzy lata temu powstała Fundacja TVN ”Nie jesteś sam”. Codziennie do jej biura przychodzą dziesiątki listów z prośbą o pomoc. Żaden list nie pozostaje bez odpowiedzi i każdy jest sprawdzany przez współpracujących z fundacją dokumentalistów, reporterów i osoby ze środowiska medycznego. W czerwcu tego roku do fundacji przyszedł ksiądz Tomasz R. z Krakowa, który prosił o pomoc dla swojej byłej parafianki Iwony R. z Wadowic, ciężko chorej na dwa nowotwory: szpiczaka i glejaka. Ksiądz twierdził, że chora nie mówi, nie chodzi, a jedyną jej nadzieją jest bardzo drogi lek, sprowadzany z Holandii. Kiedy przyszło do sprawdzenia danych kobiety, zaczęły mnożyć się wątpliwości. Ksiądz Tomasz R. wysłał do fundacji list, w którym powołał się na dr-a Antoniego G. Dr G. trzy lata temu miał zdiagnozować chorobę kobiety i nadzorować leczenie. Ksiądz opatrzył list pieczątką szpitala uniwersyteckiego w Krakowie. Ani dr G., ani rzecznik szpitala nie przypominali sobie Iwony R. - Nie ma takiej osoby w naszych rejestrach; pieczątka nie jest pieczątką naszego szpitala, nie mówiąc o tym, że szpitala o takiej nazwie w ogóle nie ma, a choć pracuje u nas wielu znakomitych specjalistów, to nie spotkałam się z lekarzem, który miałby trzy specjalizacje: z onkologii, kardiochirurgii i neurologii – mówi Anna Niedźwiecka, rzecznik szpitala uniwersyteckiego w Krakowie. Ksiądz Tomasz R. przy okazji „uśmiercił” syna dr-a G. To u niego, kiedy – jak mówi ksiądz – jeszcze żył, Iwona R. sprzątała i przez niego poznał ją sam doktor. - Na Boga żywego! Mój syn żyje i niech żyje jak najdłużej! – łapie się za głowę dr Antoni G. Iwonę R. pamiętają za to dobrze jej sąsiedzi z Wadowic, którzy uśmiali się na wiadomość o tym, że nie chodzi i nie mówi. - Jest całkiem zdrowa – mówi sąsiad. – Nie mówi? A te k… to komu lecą? Pamiętają też księdza Tomasza R., który został usunięty z parafii w Wadowicach z powodu niegodnych kapłana stosunków ze swoją parafianką. - Przychodził do niej do domu i od razu do lodówki – mówi sąsiadka. – Piwko i tak dalej. Wyleciał z parafii przez nią. W Wadowicach nie trzeba długo szukać, by dowiedzieć się jeszcze innych rzeczy o Iwonie R. Tutejszy sąd rejonowy w maju tego roku skazał ją na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu za wyłudzenie 4 tys. zł od sąsiadki i kradzież 21 tys. Okradzioną była matka chrzestna kobiety. - Ginęły pieniądze, wiec zainstalowaliśmy kamery… i zobaczyliśmy ją w telewizorze – mówi okradziona matka chrzestna. Ekipa UWAGI! poprosiła kobietę o wyjaśnienie. Iwona R. porozumiewa się otoczeniem za pomocą SMS-ów bądź zapisuje swoje odpowiedzi na kartce. Pojechała z dziennikarzami do szpitala w Krakowie i w obecności personelu pokazała łóżko, na którym leżała. Nikt z pracowników jej nie rozpoznał. Niezrażona takim obrotem sprawy kobieta wsiadła do swojej toyoty yaris i odjechała. A ksiądz Tomasz R. ubolewa nad obrotem sytuacji. - Ktoś działał na jej szkodzę – mówi. – Ja wszystko robiłem w dobrej wierze. Nie wiedziałem, że ktoś chce wyłudzić pieniądze. Proszono mnie o pomoc, więc pomogłem.