Andrzej Pasierski sprzedał mieszkanie w bloku, wydał wszystkie pieniądze ze spadku i na początku ub.r. wprowadził się z rodziną do piętrowego domu w osiedlu szeregowych segmentów w Tarnowie. Radość z własnego lokum trwała tydzień. - Wprowadziliśmy się 7 stycznia, a 14 pojawiły się pierwsze pęknięcia – opowiada mężczyzna. – Do dziś nie zainstalowałem wanny, bo się boję, że wypełniona wodą może po prostu zerwać podłogę i spaść na parter. Dom wyglądał jak po trzęsieniu ziemi: na ścianach wielkie pęknięcia, rysy, odpadający tynk. Na pierwszy rzut oka widać, że budynek był źle wykonany, a mieszkańcom grozi niebezpieczeństwo. Dlaczego został oddany do użytku? Urzędnik tarnowskiego magistratu - odebrał dom od dewelopera. Posłużył się opinią Jerzego P. - biegłego sądowego, który napisał, że budynek ma tylko drobne usterki. Biegły w ekspertyzie nie wspomniał, że dom wykonany jest niezgodne z projektem i w każdej chwili może się zawalić. - Biegły sądowy przechadzał się po tym obiekcie i bardzo donośnym głosem zapewniał mnie, że skoro urzędnik Urzędu Miasta odebrał dom, to wszystko jest w porządku – mówi właściciel pechowego segmentu. Sprawa trafiła do prokuratury. Ta powołała niezależnego biegłego z Krakowa, który stwierdził, że wady budowlane mogą doprowadzić do katastrofy! Uznał także, iż urzędnik magistratu dokonując odbioru złamał przepisy. Od wniesienia sprawy minęło półtora roku. Oskarżony urzędnik, zamiast ponieść konsekwencje dostał prawnika! A ze względu na niskie dochody także zapomogę finansową. - Może ta sytuacja, w której się znalazł spowodowała, że pogorszył się stan jego zdrowia? – zastanawia się Andrzej Banach, dyrektor Wydziału Urbanistyki, Architektury i Budownictwa UM w Tarnowie. – Każdy urzędnik ma prawo do zapomogi. Reporter UWAGI! postanowił udowodnić, że za odpowiednią kwotę - biegły Jerzy P. - może wystawić dowolną opinię budowlaną. Podając się za dewelopera umówił się z nim na fikcyjny odbiór domów. Zaproponował duży procent od pomyślnie zakończonej transakcji. Jerzy P. przystał na to. - Trzeba to jakoś odpowiednio przedstawić – powiedział Jerzy P. na wieść, że deweloper-reporter ma dwóch kupców, od których chce wyciągnąć jak najwyższą cenę. – Coś trzeba na tym ugryźć, no nie? - zagadywał reportera. Reporter z ukrytą kamerą pojechał z Jerzym P. na osiedle, w którym mieszka Andrzej Pasierski. Tam niby przypadkiem doszło do spotkania i ujawnienia prowokacji. Mimo przyłapania na gorącym uczynku,Jerzy P. nie stracił pewności siebie. - Potwierdziłem wszystkie wady - mówił niespeszony biegły. - Napisałem tylko, że są one mało istotne, bo są przecież mało istotne – obstawał przy swojej wersji. – Trzydzieści lat siedzę w budownictwie i żaden urzędnik nie będzie mi pier..ił farmazonów.