Justyna mieszka w Warszawie, jednak, co tydzień bawi się czterdzieści kilometrów za miastem, w dyskotece w Przęsławicach. - W klubach warszawskich wiele razy zdarzało mi się, że mnie nie wpuszczono – mówi Justyna. – Dlatego jeżdżę poza Warszawę. Do Przęśławic dojeżdża młodzież Beata i Malwina mieszkają w Mszczonowie. Pobliska dyskoteka to dla nich jedyne miejsce rozrywki. - Mam do mojej córki pełne zaufanie – mówi Iwona Mojsa, mama Malwiny. – Jest rozsądna i wie, co robi. - Na dyskotekę najlepiej się idzie bez faceta – mówi Malwina Mojsa. – Można wtedy robić, co się chce. Na dyskotekę do Przęsławic, młodzież z pobliskich wsi dowożą specjalne autobusy. To właśnie w nich zaczyna się zabawa. - Frekwencja na naszej dyskotece jest bardzo wysoka – mówi Dariusz Russek, współwłaściciel dyskoteki. – Oczywiście jest też selekcja, nie są wpuszczane te osoby, które są bardzo pijane. Nie wpuszczamy też ludzi w dresach, kiedyś to była plaga. - Jak byłam w Holandii, to dziewczyny dostawały drinki z narkotykami – mówi Justyna. – Tutaj takich rzeczy nie ma. Ale uważać trzeba zawsze. Uczestnicy dyskoteki chłodzą się na zewnątrz. - Ja widzę, że dziewczyny tu są bardzo gorące, bo ja chodzę w kurtce, a one w bluzeczkach tylko latają – opowiada Mieczysław Kamiński, kierowca autobusu. Zabawa trwała do piątej rano. Nasi bohaterowie zaliczyli ją do udanych.