9 stycznia 1998 r. radykalnie zmienił życie rodziców 13-letniego Przemka, a także policjanta Dariusza Woźniaka. Chłopiec wracał z meczu koszykówki. - Policjant wyskoczył z samochodu. Zaczął machać pałką. Złapał Przemka. Chyba najmniejszego w naszej grupie wtedy. Zaczął krzyczeć do kibiców. Nie pamiętam słów, które używał, ale był wulgarny – wspomina Marcin Sałata, świadek. Przemek Czaja zginął od uderzeń w głowę. Prokuratorzy i biegli ustalili, że trzynastolatek kilka razy został uderzony policyjną pałką. W śledztwie, podczas procesu i po wyroku policjant Dariusz Woźniak mówił, że nie bił chłopca po głowie. - W głowę się nie uderza. Ale jak jest bójka, człowiek się zamachnie. Jak się człowiek zamachnie, to już nie zatrzyma tej ręki – mówi Dariusz Woźniak. Dariusz Woźniak policyjną karierę rozpoczął w 1982 r. w oddziałach ZOMO. Potem trafił do oddziałów patrolowo-interwencyjnych. Awansował, zrobił maturę. W latach dziewięćdziesiątych za dobrą służbę otrzymywał od swoich szefów wyróżnienia i nagrody. - Gdyby to był jeden przypadkowy cios pałką. A on leżące dziecko, co najmniej kilka razy bił po głowie. Policjanci są szkoleni. Skoro był dobrym policjantem, to powinien wiedzieć, że nawet w sytuacji, kiedy rozpędza tłum, to pałką uderza się w umięśnione części ciała – wyjaśnia Paweł Skowroński, mecenas rodziców Przemka Czai. Proces Dariusza Woźniak trwał kilka lat. W końcu został skazany na osiem lat więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci nastolatka. Więzienie opuścił po czterech latach. W tym czasie rozwiodła się z nim żona, stracił pracę i służbowe mieszkanie. Teraz policja żąda od niego ponad 300 ty. zł, które musiała wypłacić rodzicom Przemka Czai, jako odszkodowanie za śmierć syna. Zobacz także:Policjant - gwałciciel Skorumpowany policjant