Małgorzata Stefańska ma 41 lat. Od kilkunastu lat odczuwała dotkliwe bóle w okolicy podbrzusza. Diagnozy lekarskie były różne, kuracje bezskuteczne. Kilka miesięcy temu okazało się, że przyczyną bólu jest igła chirurgiczna, zaszyta 14 lat temu, kiedy to za pomocą cesarskiego cięcia przyszedł na świat drugi syn pani Małgorzaty. Lekarze odradzali zabieg usunięcia igły jako zbyt niebezpieczny, albo… niepotrzebny. Pani Małgorzata była jednak zdeterminowana, by pozbyć się źródła bólu. - Każdy mnie namawiał, żebym szła na operację, bo jestem coraz starsza i będzie coraz gorzej – mówi Małgorzata Stefańska. – Żeby tego nie zostawiać – czegoś, co jest niepotrzebne. Po co trzymać to, co zagraża życiu? Po co czekać na boleści? W końcu trafiła do dr. Krzysztofa Sodowskiego, ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego w Szpitalu Miejskim w Rudzie Śląskiej, który nie tylko dokładnie zlokalizował igłę, ale też podjął się zabiegu jej usunięcia. Lekarze zdecydowali się na laparoskopię – po wykonaniu trzech małych nacięć, do jamy brzusznej wprowadzili kamerę i narzędzia chirurgiczne. Operował wybitny specjalista laparoskopii dr Kazimierz Swoboda, ordynator oddziału chirurgii ogólnej w Szpitalu Miejskim w Rudzie Śląskiej. Operacja przebiegła bez komplikacji. Pacjentka dostała na pamiątkę igłę, którą przez 14 lat nosiła w sobie. Na jej widok powiedziała tylko ”O matko, jakie świństwo”. A potem wzruszona dziękowała lekarzom, pielęgniarkom i personelowi szpitala. Teraz pani Małgorzata rozpoczyna nowe życie. Pozostaje tylko kwestia odszkodowania za szkody poniesione za sprawą zaszycia igły. Sprawą zajął się już adwokat, który jest dobrej myśli i zapewnia, że jej finał będzie pomyślny. Zobacz także:Igła w brzuchu