Powodem sporu jest droga wyjazdowa, która należy do Henryka Dragańskiego i jego żony Jolanty, ale nie ma bezpośredniego połączenia z ich działką. Na sąsiedniej posesji stoi dom pana Przemysława, siostrzeńca pana Henryka. Tuż obok mieszka również jego siostrzenica z mężem, Wojciechem Musiałem.
- Całkowicie mnie odgrodził - mówi pan Przemysław, który do swojej posesji dojeżdża przez las dzięki uprzejmości siostry.
W odpowiedzi na zablokowanie drogi wyjazdowej z posesji przez Henryka Dragańskiego pan Przemysław postawił płot. W ten sposób całkowicie ogrodził działkę swojego wujka Henryka Dragańskiego.
- Ja nie mogłem chodzić przez ich [działkę - red.] od roku, a on może. I przechodził przez moje. Zagrodziliśmy z chłopakami całkowicie - tłumaczy pan Przemysław.
"Jak psa mnie traktują"
Henryk Dragański i jego żona Jolanta mogliby się dostać do drogi publicznej od strony lasu. Jednak teren należy do siostrzenicy pana Henryka i jej męża, z którymi również jest w konflikcie. Po tym jak pan Przemysław postawił płot, państwo Henryk i Jolanta Dragańscy zostali całkowicie pozbawieni wyjścia ze swojej posesji. Aby z nimi porozmawiać nasza ekipa musiała przeprawić się przez ogrodzenie.
- Żal mi tego wszystkiego, co mi rodzina robi. Jak psa mnie traktują - mówi z łzami w oczach Henryk Dragański. Według niego wszystko to dzieje się "przez chytrość i mściwość". Winne mają być także jego siostra i jej córka, które miały wyzywać jego żonę i być w stosunku do niej agresywne. Na dowód pani Jolanta pokazuje kawałek cegły, który miał być rzucony w jej stronę.
Według pana Przemysława jednak jest odwrotnie: to pan Henryk atakuje jego bliskich. - Mam dziesiątki nagrań, i to bardzo ostrych. Z kilku wynika, jak bije moją siostrę - twierdzi. "T! Ty k...o, ty. Ja pierdykam. Jakim prawem mnie uderzyłeś?" - to słowa, jakie padają w nagraniu. Na kolejnym słychać wyzwiska i groźby: "kamieniami będę rzucał", "ty łachudro", "wiesz, że jesteś głupia?", "mordę masz jak kubeł, jak kibel".
- To są ludzie, którzy jak się nie pomylą, to prawdy nie powiedzą - odpiera jednak zarzuty pod adresem jej i jej męża pani Jolanta. Jak twierdzi, to ona sama jest przyczyną konfliktów. - Pojawiłam się nagle i wszystkie plany, które mieli wobec mojego męża, prysły. Że po jego śmierci zabiorą mu dom i grunt - mówi.
- Niech przejmie jego żona. Bardzo dobrze, że się ożenił - uważa jednak pan Przemysław i dodaje, że zastrzeżeń nie ma do dziedziczenia, ale do tego, że pani Jolanta "ich nęka, a on [jego wuj - red.] tego nie widzi".
"Wszyscy mają dość"
Pan Henryk i jego żona Jolanta są skłóceni nie tylko z mieszkającą w pobliżu rodziną. Na to, że trudno ułożyć z nimi relacje, skarżą się także inni sąsiedzi.
- Będzie trudno rozwiązać tę sprawę. Nikt nie chce popuścić, szczególnie ta pani Jolanta - przyznaje mieszkający w pobliżu Jan Krzemiński i dodaje: - Mówi do mnie "ty baranie!". Ja mieszkam tu 65 lat, nie ubliżyłem nikomu, mnie nikt też nie ubliżył!
Według niego rozwiązanie konfliktu jest możliwe, ale do tego potrzebne są chęci z dwóch stron. Tymczasem tu nikt nie chce odpuścić.
- Wszyscy mają dość. Ona powiedziała, że nas wykończy i ona nas wykończy. To jest jej plan - uważa pan Przemysław. Jak twierdzi, na niego i siostrę nasyłane są kontrole: szamba, z Państwowej Inspekcji Pracy, urzędu skarbowego, ZUS-u, Lasów Państwowych. Według niego chodzi tylko o to, żeby jego i jego rodzinę nękać.
- Dlaczego ja piszę? My piszemy. Ale oni też piszą, o szambo, o śmieci - broni się pani Jolanta.
A Wojciech Musiał pokazuje, potłuczone talerze i starą lalkę bez nogi - rzeczy, które, jak twierdzi, wrzuca na jego posesję pan Henryk. - Tu mi chlasnął szambo. Wbił szpadel centralnie w rurę, specjalnie, celowo - mówi.
"Nie zasłużyli na to"
Sprawa o wytyczenie drogi koniecznej do drogi publicznej toczy się w sądzie. Obie strony kłócą się dalej, czego świadkiem często jest policja.
- Źródłem tego konfliktu jest spór o drogę dojazdową do drogi publicznej. Początkowo padały propozycje zamiany na działki, odsprzedaży działek, jednak strony nie były zadowolone i nie mogły dojść do porozumienia. Średnio jesteśmy tam trzy razy w miesiącu - mówi Marta Ladowska, oficer prasowy KMP w Częstochowie. - Jest to efekt kuli śnieżnej. Ten konflikt na tyle narósł, że efektem interwencji są też postępowania prowadzone przez komisariat policji w sprawach gróźb karalnych, naruszania nietykalności cielesnej, naruszenia miru domowego - wymienia.
Ręce w tej sprawie rozkładają również gminni urzędnicy. Ich zdaniem jest to prywatny konflikt, a jego stronami są dorośli ludzie, którzy powinni się między sobą porozumieć.
- Ja uważam, że wystarczy usiąść do stołu, rozmawiać i osiągnąć kompromis. Jest to rolą bardziej dwóch zwaśnionych stron niż gminy - mówi Cezary Stępień, wójt gminy Kamienicy Polskiej. Zaznacza, że ludzie ci będą żyli w swoich domach najprawdopodobniej jeszcze wiele lat, dlatego żeby normalnie funkcjonować, muszą się porozumieć.
Siostrzenica pana Henryka i jej mąż twierdzą, że już pół roku temu proponowali panu Dragańskiemu dzierżawę części ich działki, aby miał przejście do drogi publicznej od strony lasu. Postanawiamy porozmawiać o tym rozwiązaniu z obiema stronami przed kamerą. Kompromis udaje się osiągnąć - pan Henryk podpisze umowę dzierżawy drogi na pół roku w zamian za drobną, miesięczną opłatę.
Pogodzić jednak zwaśnionych stron się nie udaje. - Ja bym się może mógł pogodzić - mówi pan Przemysław, zastrzegając, że skłonny byłby do tego tylko jeżeli on i jego rodzina zostaną przeproszeni przez wuja. - Na tę chwilę ja z nimi się nie pogodzę, bo nie zasłużyli na to - kategorycznie ucina jednak pan Henryk.
Cezary Stępieńwójt gminy Kamienicy Polskiej