Gosposia fatalna

Gospodyni domowa, która wszystko w domu gospodarzy robi doskonale, o każdej porze jest na ich zawołanie, bardziej serdeczna niż członek rodziny. To ideał, który można tylko polecić najlepszym znajomym. Z początku nikt nie zdaje sobie sprawy, że wtedy zaczyna się horror… Poniżej, oprócz skrótu reportażu UWAGI!, znajdą Państwo fragmenty zapisu kamery ukrytej w domu państwa Zielińskich. Aby je obejrzeć, wystarczy rozwinąć listę ukrytą pod strzałeczką. Uwaga: nagranie z ukrytej kamery jest bez dźwięku.

Państwo Zielińscy są zamożną, szanowaną w Strzegomiu rodziną. Pan Mirosław od ponad 30 lat prowadzi własny gabinet dentystyczny, pani Swietłana, emerytowana rusycystka, jest współwłaścicielką hotelu. Dwa lata temu pani Swietłana poważnie zachorowała. Wówczas państwo Zielińscy zatrudnili pomoc domową – Aleksandrę D. Szybko przestała być wyłącznie gospodynią, stała się niemal członkiem rodziny. - Znajoma rekomendowała ją jako świetną pracownicę – mówi Mirosław Zieliński. - Nawiązała z moją żoną bardzo bliskie kontakty emocjonalne, współczuła jej w chorobie, żona jej uwierzyła. Pani Switełana nie mówiła do Aleksandry D. inaczej niż Oleńko. Mówi, że głowę za nią by oddała, ufała jej tak bardzo. Ale nagle w domu zaczęły ginąć cenne przedmioty i duże sumy pieniędzy. Mieszkańcy zaczęli podejrzewać siebie nawzajem o ich podkradanie. - Każdy patrzył na drugiego niepokojem – ja na żonę, żona na mnie – mówi Mirosław Zieliński. – Na mieście chodziły plotki, że syn, córka mają jakieś długi. Ktoś je celowo rozpuszczał, żeby wytłumaczyć braki kasy w domu. Pieniądze ginęły z domowego sejfu, do którego klucz miała tylko pani domu. W tym czasie, o czym państwo Zielińscy nie wiedzieli, ubogie dotąd mieszkanie Aleksandry D. w bloku socjalnym zaczęło się zmieniać – zaczął się remont, pojawiły się nowe meble, choć jeszcze niedawno Aleksandra D. była bezrobotną matką, samotnie wychowującą dwójkę dzieci. Kariera Aleksandry D. jako gosposi dla bogatych zaczęła się 10 lat temu w domu Anny Wedmańskiej, przyjaciółki rodziny Zielińskich. Aleksandra D. zapukała do jej drzwi zupełnie bez grosza, gdy Anna Wedmańska potrzebowała pomocy do dzieci. Panie szybko zostały przyjaciółkami. - Stała się bardzo ważną osobą w moim życiu, powierzyłam jej swój dom i swoje dzieci – mówi Anna Wedmańska. – Zajmowała się moim domem przez cztery lata. Przychodziła do mnie codziennie, do mojej matki raz w tygodniu. I w domu pani Anny, i w domu jej matki zaczęły ginąć różne rzeczy. Matka podejrzewała córkę, że ta je jej zabiera, stała się wobec niej podejrzliwa, co rozdrażniło córkę do tego stopnia, że na każdą uwagę matki reagowała agresją. Tymczasem Aleksandra D. podsycała konflikt – córce mówiła, że matka jest wobec niej nieuczciwa, matce – że córka jest niewdzięczna, że gdyby ona miała taką matkę, to nosiłaby ją na rękach. Pani Anna cały czas ufała swojej gosposi. Tak bardzo, że bez wahania poleciła ją państwu Zielińskim. - Jeśliby pani Swietłana przyszła i powiedziała, że ona kradnie, nie uwierzyłabym jej – mówi Anna Wedmańska. – Pomyślałabym, że po śmierci córki z tymi ludźmi coś się stało. 15 sierpnia 2007 r. w domu państwa Zielińskich doszło do tragedii. W niewyjaśnionych dotąd okolicznościach zmarła ich 32-letnia córka. Marta, podobnie jak ojciec, była stomatologiem. Gdy rodzice byli pogrążeni w żałobie, z sejfu kolejny raz zginęły pieniądze. Gosposia oskarżyła nieżyjącą Martę. - Aleksandra mówiła, że Marta z domu wynosi rzeczy, jedzenie, pieniądze – mówi Anna Wedmańska. - Że rodzice się kiedyś obudzą i zobaczą, że nic nie ma. Mówiła, że Swietłana kryje Martę. Mimo to wszystko, Aleksandra D. nadal ciszyła się zaufaniem państwa Zielińskich. Pierwszym, który zaczął coś podejrzewać był ich syn. Razem z rodzicami zainstalował w wieży stereo kamerę, na wprost sejfu w ścianie, ukrytego za obrazem. Pewnego dnia pani Swietłana wysłała Aleksandrę D. do sklepu, wtedy z synem włączyli kamerę. Ona poszła wziąć kąpiel – łazienka jest zaraz za ścianą. Kamera zarejestrowała, jak Aleksandra D. zakłada gumowe rękawiczki, zdejmuje obraz, otwiera sejf i opróżnia go. - Nie mogła pogodzić się z tym, że coś w nim dla nas jeszcze zostało – mówi Swietłana Zielińska. W poniedziałek zapraszamy na drugą część reportażu o ”zaradnej” gospodyni. ---strona---

podziel się:

Pozostałe wiadomości