Gdy wszyscy śmieją się z policjanta…

Być może wkrótce doczekamy się czasów, gdy policjanci na widok bójki na ulicy będą brali nogi za pas. Na razie tak dzieje się w Elblągu.

Komendant miejski policji w Elblągu zastanawiał się, co zrobić, by mieszkańcy miasta poczuli się bezpieczni. Doszedł do wniosku, że poczucie bezpieczeństwa zapewni im widok jak największej liczby policjantów na ulicach. Postanowił więc zwiększyć liczbę patroli. Ale jak, skoro nie ma szansy na zwiększenie liczby etatów? Wpadł na genialnie prosty pomysł. Zdecydował, by ulice Elbląga policjanci patrolowali w pojedynkę. Dotąd wszystkie patrole były dwuosobowe. Takiego patrolowania uczą się też kandydaci do munduru w szkołach i na kursach. - Elbląscy policjanci są odważni, dobrze wyszkoleni, mogą podejmować decyzje sami – mówi komendant Wiesław Detmer. Czy rzeczywiście? Funkcjonariusze, proszący o zachowanie anonimowości, nie przeczą, że gotowi są podjąć każdą interwencję, wątpią jednak, czy pojedyncze patrole zwiększą ich skuteczność. - Policjant na patrolu jednoosobowym tak naprawdę nie jest w stanie podjąć żadnej decyzji – mówi jeden z elbląskich policjantów. Samotny policjant na patrolu zamiast respektu budzi politowanie. Elbląscy funkcjonariusze zdążyli się przyzwyczaić do ironicznych spojrzeń przechodniów. Jednak najgorsze, że coraz częściej rezygnują z interwencji w niebezpiecznych sytuacjach. - Zdarzyło się, że musiałem zaniechać interwencji – napastników było dwóch, bili się – wolałem zejść im z pola widzenia – mówi inny policjant z Elbląga. Strach przed interwencją nie jest wyssany z palca. - Jedna z policjantek z naszej komendy została wysłana na patrol w okolice dworca PKP, jednego z najbardziej niebezpiecznych rejonów miasta – mówi policjant. – Wkrótce potem pogotowie zgłosiło oficerowi dyżurnemu, że leży ona na przystanku. Oficjalnie podano, że zasłabła, nieoficjalnie wiadomo było, że została pobita. Specjaliści uważają, że jednoosobowe patrole są nie do przyjęcia. Policjant jest praktycznie bezbronny, nie ma żadnego wsparcia. W sytuacji krytycznej, gdy wymagana jest szybka i skuteczna interwencja, stanie przed dylematem: czy narażać swoje życie czy wkroczyć do akcji. W sytuacji, gdy jego interwencję ktoś uzna za nieuzasadnioną czy nazbyt brutalną i złoży przeciw niemu pozew, nie będzie mógł udowodnić, że było inaczej, nie będzie się mógł bronić. - Zawsze stosuje się zasadę, że policjant nie tylko musi mieć ubezpieczenie w postaci drugiego policjanta, ale musi mieć też świadka, który świadczyłby o okolicznościach podejmowanych przez niego interwencji – mówi Jerzy Dziewulski, poseł SLD i były szef jednostki antyterrorystycznej na Okęciu. W trakcie szkolenia uczy się policjantów o tym, że do patrolowania wymagane są dwie osoby: jedna podejmuje interwencję, druga ubezpiecza i asekuruje pierwszą. Metody szkolenia zostały wypracowane w oparciu o doświadczenia. Przy ich opracowaniu uwzględniono stan wyposażenia funkcjonariusza, a przede wszystkim – oparto je na zasadzie jego skuteczności i bezpieczeństwa. - Nasi przełożeni wiedzą, że się boimy, komendant też wie, ale nic z tym nie robi – mówi anonimowy policjant. – Na ulicy widać więcej policjantów, nikt jednak nie bierze pod uwagę, że jeśli policjant na patrolu jest sam, to równie dobrze mogłoby go nie być. Mimo licznych zastrzeżeń, zarówno ze strony policjantów, jak i specjalistów, komendant w Elblągu uważa swój pomysł za znakomity. Jego zdanie podziela komenda główna, która chce wprowadzić jednoosobowe patrole w całym kraju. Czy władze policji wezmą pod uwagę głos szeregowych funkcjonariuszy, którzy uważają, że prędzej czy później z powodu takich patroli dojdzie do prawdziwej tragedii? - Moja ocena takiego pomysłu jest jednoznaczna: wysyłając policjanta na jednoosobowy patrol, przełożony z premedytacją naraża jego zdrowie i życie – mówi Jerzy Dziewulski.

podziel się:

Pozostałe wiadomości