- Kupiliśmy samochód, wróciliśmy, za parę dni u mechanika w salonie okazało się, że książka serwisowa jest sfałszowana , licznik jest cofnięty o co najmniej 100 tysięcy kilometrów i w historii okazało się jeszcze, że samochód był bity - mówi Dariusz, kupił samochód od Tomasza A. Po wielu kłótniach pan Dariusz odzyskał pieniądze i oddał samochód sprzedawcy. Dwa dni później przeglądając oferty w internecie znalazł samochód, który właśnie zwrócił handlarzowi. Oferta była identyczna tyle, że tym razem samochód był tańszy o 500 złotych. - Za dwa dni patrzę – jest ta sama aukcja, to samo ogłoszenie. Nie przejął się niczym – mówi pan Dariusz. Tym razem dziennikarze UWAGI! umówili się ze sprzedającym. Byli ciekawi, czy będzie chciał sprzedać im samochód, którego rzekomo jest pierwszym właścicielem i który rzekomo jest samochodem bezwypadkowym. Wcześniej uzyskali informacje, że już w 2009 roku auto miało poważną kolizję, po której trzeba było wymienić nadkola, przednią maskę, chłodnicę, osłonę chłodnicy i przednią szybę. - Zapewnia, że jest to jego samochód, że tylko on nim jeździł, żona i czasami pracownik, bo mówił, że samochód jest zarejestrowany na jego prywatną firmę – tłumaczy pan Dariusz. To nie jedyny samochód, jaki w ten sposób sprzedał handlarz. Procederem zajmuje się przynajmniej od czterech lat. Dziennikarze dotarli do osoby, która kilka lat temu także została wprowadzona w błąd. - O 100 tysięcy był co najmniej cofnięty licznik. Potem okazało się, że dach był malowany, bo cała szpachla pękała. Szyba była wymieniona przednia. Dzwoniliśmy do niego zaraz po kupieniu auta. Powiedział, że jest w Chorwacji, nie może z nami rozmawiać i tak nas zbył po prostu. Był bardzo wiarygodny. Byłem pewien, że żona nim jeździła. A okazało się, że on nie wiadomo skąd skupuje - opowiada Sławomir, kupił samochód od Tomasza A. Dziennikarze umówili się na sfinalizowanie transakcji. Sprzedający nie wiedział, że znają historię tego samochodu. Reporterzy wiedzieli, że faktyczny stan licznika wynosi ponad 200 tysięcy kilometrów, a nie jak w ofercie 124 tysiące, i że książka serwisowa jest sfałszowana. Wiedzieli też, że na pewno nie jest to samochód bezwypadkowy, bo w 2009 roku brał udział w dość poważnej kolizji. Dziennikarz, by zdemaskować sprzedającego, podał się za rzeczoznawcę, który ma wydać opinię na temat stanu samochodu. O taką opinię poprosili kupujący - w tym wypadku również dziennikarze UWAGI!. O prowokacji wcześniej została powiadomiona policja i sprzedający został zatrzymany. Samochód trafił na policyjny parking, a dom handlarza został przeszukany. Okazało się, że aut sprzedawanych z fałszywymi dokumentami było znacznie więcej. - Mogę mówić i kilkudziesięciu, może ponad 50 autach. W trakcie przeszukania mieszkania udało się odnaleźć pewne dokumenty związane z jego działalnością, które w konsekwencji umożliwiły postawienie mu zarzutów popełnienia oszustwa. Były to dokumenty związane ze sprzedażą samochodu, były to książki wozów, były to pieczątki nieistniejących firm. To były oryginalne książki, bo proceder polegał na wymianie tych książek. W zamian książek oryginalnych były podkładane nowe – mówi podinsp. Marek Korzonek, Komenda Powiatowa Policji w Krakowie. Sprzedający mógł kupić książkę serwisową na jednym z portali aukcyjnych. Bez trudu można na nich znaleźć książki bez zapisów wszystkich marek samochodu. Posiadając taki dokument wystarczy go uzupełnić wpisując znacznie mniejszy przebieg kilometrów, wykorzystując do tego podrobioną pieczątkę autoryzowanego serwisu samochodowego. Potem wystarczy już cofnąć licznik, by samochód zyskał na wartości. To stała praktyka wielu handlarzy. Cofnięcie w podstawionym przez reporterów samochodzie licznika o 100 tysięcy kilometrów zajęło niespełna trzy minuty. Za kolejne 100 złotych licznik został przywrócony do faktycznego stanu. Jadąc za specjalistami od cofania liczników, okazało się, że ich kolejnym punktem był komis samochodowy. Śledztwo w tej sprawie trwa. Policja przesłuchuje kolejnych pokrzywdzonych. Podejrzany Tomasz A. raz w tygodniu musi zgłasza się na policję, otrzymał zakaz opuszczania kraju. Nie wiadomo jeszcze, jakie jeszcze zarzuty zostaną mu postawione, ale niezależnie od wymiaru kary, sąd może go też zobowiązać do naprawienia szkody wyrządzonej kupującym.