Dziecięce konflikty, dorosłe awantury

Beata Firek z Częstochowy samotnie wychowuje Karolinę. Za wszelką cenę pragnie jej szczęścia. W jej obronie zdolna jest do każdego czynu. Kilka dni temu napadła w szkole na koleżankę córki. To nie był pierwszy incydent udziałem pani Beaty.

Powodem napaści na koleżankę córki miało być to, że dziewczynka dokuczała Karolinie. - Stanęłam w obronie Weroniki. Zasłoniłam ją. Ta pani zaczęła pluć w naszym kierunku. Wzięłam ją za rękę i siłą wyprowadziłam z klasy – opowiada Agnieszka Magiera, wychowawczyni dziewczynek. Weronika mieszka z rodzicami na przeciwko Karoliny. Dziewczynki często bawiły się razem. - Dwa lata chodziły do mnie do klasy i nigdy poważniejszego konfliktu nie zauważyłam. Były obserwowane i wręcz lgnęły do siebie. To rodzice wymyślili sobie konflikt między tymi dziećmi – uważa nauczycielka. Sprzeczka w szkole to nie jedyny incydent z udziałem pani Beaty. Beata Firek terroryzuje całe osiedle. Wtrąca się we wszystkie dziecięce konflikty i sama wymierza sprawiedliwość. - Wracałem z pobliskiego sklepu i widziałem, jak ta pani szarpała jakąś dziewczynkę. Dusiła ją – mówi Arkady Kolman, mieszkaniec osiedla. Karolina wychowuje się bez ojca. Od pięciu lat mieszka z mamą, babcią i prababcią. Mama Karoliny uważa, że jej córka od dawna jest nękana przez kolegów z podwórka. Ta sytuacja miała się nasilić po tym, jak na dwa lata wyjechała na Cypr do pracy, a rodzinie zaczęła się lepiej powodzić. Później Karolina wystąpiła w programie. - Karolina została odrzucona, bo ma lepiej, bo powiodło jej się w telewizji. Ta zazdrość zabija ludzi – twierdzi Beata Firek. Karolina skarżyła się mamie na dzieci. Powiedziała, że najgorsza jest Weronika, która buntuje koleżanki na podwórku. Pani Beata postanowiła wziąć odwet nie tylko na dzieciach, ale także na rodzicach. Zaczęła prześladować niepełnosprawną mamę Weroniki. Uznała, że to ona ponosi winę za podwórkowy konflikt. Wielokrotnie ubliżała sąsiadce. - Wyzywała mnie wulgarnie. Krzyczała: wyjdź, ty pier….. kaleko, ja cię ty szmato załatwię. Drżę o córkę, kiedy nie mam jej w domu – mówi Anita Żyła, mama Weroniki. Konflikt się zaostrzał i obie strony coraz częściej wzywały policję. - Tych zgłoszeń w tym roku było ok. 10. Niektóre były wycofywane. Dochodzi już do takich incydentów jak rzucanie butelką – powiedziała Stanisława Gruszczyńska z komendy Miejskiej Policji w Częstochowie. Spór sąsiedzki, który rozpoczął się w piaskownicy znalazł swój finał w sądzie. - Intencją prokuratury jest przecięcie tego konfliktu. Myślę, że jest tu za późno na formy dobrowolnego zaprzestania wzajemnych ataków. Trzeba doprowadzić do sytuacji, kiedy groźba kary wytłumi ten konflikt na tyle, że te osoby przestaną sobie wzajemnie szkodzić – mówi Romuald Basiński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Sąd potraktował sprawę poważnie. Postanowił rozwiązać problem i skierował sprawę do mediatora. Psycholog ma miesiąc na pogodzenie zwaśnionych stron. Czeka go trudne zadanie, ponieważ zaraz po wyjściu z sali sądowej doszło do kolejnej, ostrej wymiany zdań.

podziel się:

Pozostałe wiadomości