Do błędów trzeba umieć się przyznać

TVN UWAGA! 3627799
TVN UWAGA! 138044
Na początku lutego media żyły informacją o młodzieży, którą bieszczadzki GOPR, ewakuował z grani Bukowego Berda. Obóz przetrwania omal nie skończył się tragicznie, akcja przebiegała w ekstremalnych warunkach. Prawie dwa miesiące później wybraliśmy się razem z uczestnikami szkoły przetrwania S.A.S. w góry, aby sprawdzić czy nadal chcą podejmować ryzyko i czy wiedzą, jakie błędy popełnili poprzednio? Ale przede wszystkim, aby dowiedzieć się, jakie wnioski z tamtych wydarzeń wyciągnął szef szkoły przetrwania.

- Program, który proponujemy nie jest łatwy. Od młodego człowieka wymaga często łamania siebie. Oczywiście w dobry sposób, ale to jest dla nich trudne. Wszystkie sprawy związane z survivalem, z techniką, to są narzędzie do tego, żeby z tych ludzi wydobyć osobowość – mówi Bogdan Tymoszyk, szef programu Szkoły Przygody S.A.S. Szkoła przetrwania i przygody S.A.S. istnieje od 20 lat, w tym czasie w jej zajęciach uczestniczyło prawie 10 tysięcy młodych ludzi. Uczestnicy głównie chodzą w góry, biorą też udział w obozach konnych, spływach kajakowych, wycieczkach kolarskich i innych kursach. Na początku lutego grupa ze szkoły przetrwania wyjechała w Bieszczady. Tam w wyniku załamania pogody, ratownicy GOPR ewakuowali młodzież z grani Bukowego Berda w ekstremalnych warunkach. Sprawa odbiła się szerokim echem w mediach, instruktorowi, który pozostawił młodych ludzi samych podczas nocnego biwaku, prokuratura postawiła zarzuty. - Mieliśmy nocować w wiacie na przełęczy, ale warunki się pogorszyły. Nie wiało, ale było bardzo dużo śniegu i nasz marsz był bardzo utrudniony. Po godzinie, dwóch marszu zaczął się totalny kryzys, psychiczny bardziej niż fizyczny. Zdaliśmy sobie sprawę, że przed zmrokiem nie zdążymy tam dojść. Niektóre osoby musiały odpocząć - opowiada Bartek, uczestnik kursu. - Rozbiliśmy się koło grani i noc przebiegła spokojnie. Nie wiało praktycznie, temperatura była normalna, może minus 7, spało się dobrze. Rano zerwał się wiatr i nie mogliśmy z tego wyjść – dodaje Kuba, uczestnik kursu. - Błędy były popełnione i my na pewno wyciągnęliśmy z nich wnioski. Nie zdążyliśmy przewidzieć wszystkiego, co nas zaskoczyło. Błędem było to, że obecność instruktora powinna być bliżej. Tutaj to się rozpięło za bardzo. Teraz się to zmieni – mówi Bogdan Tymoszyk, szef programu Szkoły Przygody S.A.S.

podziel się:

Pozostałe wiadomości