Desperat z karabinem przed sądem

Rozpoczął się proces strażnika więziennego z Jeleniej Góry, który w kwietniu zabarykadował się z bronią w wieżyczce strażniczej. Krzysztof W. mówi, że był u kresu wytrzymałości psychicznej z powodu mobbingu w pracy. Mimo że prokuratura jeszcze nie ustaliła, jakie były przyczyny zachowania Krzysztofa W., zdecydowała się skierować sprawę przeciwko niemu do sądu.

Krzysztof W., strażnik z 10-letnim stażem pracy w areszcie śledczym w Jeleniej Górze, 18 kwietnia tego roku zabarykadował się z bronią w wieżyczce strażniczej. Negocjacje trwały ponad pięć godzin. Strażnik nie stawiał żadnych żądań, ale też nie chciał się poddać. Powtarzał tylko, że jest szykanowany przez szefów, że atmosfera w areszcie jest zła, a wobec niższych rangą pracowników stosowany jest mobbing. W końcu negocjatorom udało się zażegnać niebezpieczeństwo. Krzysztof W. trafił na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Koledzy Krzysztofa W. potwierdzali, że w areszcie panuje zła atmosfera. Nie chcieli jednak mówić o szczegółach – bali się. Dopiero po siedmiu miesiącach reporterowi UWAGI! udało się dotrzeć do strażnika, który opowiedział o przyczynach zachowania Krzysztofa W. - Został wzięty z oddziału i wrzucony na wieżę – mówi strażnik, który prosił o zachowanie anonimowości. – Jest u nas na służbie 10 lat, był według mnie bardzo dobrym pracownikiem, a tu nagle ma pracować z ”łebkami”, którzy mają po kilka miesięcy służby. To gnębienie człowieka. Krzysztof W. kilka miesięcy przed zdarzeniem popadł w konflikt ze swoim bezpośrednim zwierzchnikiem. Pomimo że został awansowany na starszego oddziałowego, zabrano mu część premii, a wkrótce przeniesiono z oddziału na wieżę wartowniczą. W styczniu tego roku Krzysztof W. skierował pierwsze pismo do dyrektora aresztu, w którym opisał mobbing, jaki wobec niego stosowany jest w areszcie. - Wszcząłem postępowanie w styczniu – mówił w kwietniu Stanisław Kutrowski, były dyrektor Aresztu Śledczego w Jeleniej Górze. – Krzysztof W. poszedł na zwolnienie lekarskie. Trzeba było go przesłuchać, ale nie było takiej możliwości. Po trzech miesiącach przebywania na zwolnieniu lekarskim, Krzysztof W. wrócił do pracy na wieży wartowniczej. Cztery dni przed dramatycznymi wydarzeniami, funkcjonariusz skierował kolejne pismo do dyrektora, w którym napisał, że jest u kresu wytrzymałości psychicznej. - Dyrektor nie chciał ze mną rozmawiać – mówi Krzysztof W. – Dochodziły do mnie słowa – ty już tu nie pracujesz, masz opinię negatywną, za pół roku następną – zdechniesz z dziećmi jak pies pod płotem. A teraz wynoś się. Czułem, jak wszystko we mnie wzbiera. Wyszedłem i od tej pory nic nie pamiętam. Choć psycholog, który badał Krzysztofa W. uznał, że strażnik nie powinien pracować, gdyż zauważalne są u niego objawy depresji i ma myśli samobójcze, dyrektor na podstawie opinii lekarza specjalisty medycyny pracy zdecydował, że może on pełnić służbę z bronią. Prokuratura postawiła strażnikowi zarzut przekroczenia uprawnień funkcjonariusza służby więziennej. Odstąpiła od zarzutu wytworzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia ludzi – biegli wykluczyli taką możliwość. Prokuratura w tym samym czasie prowadziła także postępowanie w sprawie nieprawidłowości w areszcie śledczym w Jeleniej Górze. Nie zaczekała jednak na jego ustalenia, które ewentualnie mogłyby wyjaśnić przyczyny czynu strażnika i skierowała sprawę przeciwko Krzysztofowi W. do sądu. Dlaczego? - Moglibyśmy narazić się na zarzut przewlekania postępowania – wyjaśnia Ewa Węglarowicz – Makowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. Tymczasem specjalista psychiatra Stanisław Teleśnicki po przeanalizowaniu sprawy jest zdania, że Krzysztof W. mógł działać w stanie ograniczonej poczytalności w wyniku głębokiego stresu. Podobne wnioski wyciąga pierwszy szef służby więziennej po 1989 r. - Dla mnie wygląda na to, że był to człowiek, który wołał o pomoc – mówi Paweł Moczydłowski. – Że wydarzyła się mu krzywda, rażąca niesprawiedliwość, a on nie umiał sobie z tym poradzić, nikt nie mógł mu pomóc. Teraz on jest wariat, ale ktoś go w taki stan wpędził. Moim zdaniem to człowiek załamany, który ma dużo sensownych rzeczy do powiedzenia. Po dramatycznych wydarzeniach władze służby więziennej powołały dwie komisje, które miały wyjaśnić okoliczności zdarzenia. W raporcie przygotowanym przez Centralny Zarząd Służby Więziennej pojawiła się lakoniczna wzmianka mówiąca o złej atmosferze w areszcie. - Nie zaprzeczam, że była tam zła atmosfera, potwierdza ją to, co się stało – mówi Luiza Sałapa, rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej. – Ale z tego chyba nie można wyciągać wniosku, że doszło do mobbingu. Tymczasem anonimowy strażnik mówi, że przesłuchiwani przez komisję pracownicy aresztu bali się mówić prawdę, i komisja szybko zakończyła pracę. - Kontrola była niepełna – mówi strażnik. – Każdy znał Krzyśka i wie, że był dobrym funkcjonariuszem. To nie była jego wina. Wewnętrzne komisje, które próbowały wyjaśnić kwietniowe wydarzenia, przygotowały dwa lakoniczne raporty. Wobec przełożonych Krzysztofa W. nie toczyło się żadne postępowanie dyscyplinarne. Jedyne zmiany, jakie zaszły w jednostce, to przejście dyrektora na emeryturę oraz przeniesienie zastępcy szefa ochrony do innej jednostki.

podziel się:

Pozostałe wiadomości