- Kopnąłem piłkę. Piłka uderzyła tamtego chłopaka w rękę. Złapał się za nią i przewrócił się. Zaczął na mnie bluźnić. Jego mama wyjrzała przez okno. Może nie powinienem tego mówić, ale powiedziałem do niej: ładnie pani syna wychowała. Odpowiedziała: ciebie mama gorzej, zobaczysz, jakie będą tego konsekwencje – wspomina 11-letni Przemek. Zdarzenie miało miejsce na podwórku. Matka poszkodowanego chłopca złożyła oficjalną skargę na policji, która skierowała sprawę do sądu. Ten wydał postanowienie. Stwierdził w nim, że 11-letni Przemek wykazuje przejawy demoralizacji polegające na tym, że działając nieumyślnie kopnął piłkę tak, że doszło do uszkodzenia nadgarstka i pęknięcia kości u jego kolegi. - Każde zdarzenie, którego dziecko się dopuści, kwalifikuje sędzia rodzinny jako demoralizację. Z decyzji sądu nie wynika, że sędzia uznał dziecko za zdemoralizowane, tylko stawia dziecku zarzut przejawów demoralizacji – powiedziała sędzia Joanna Kaciska, rzecznik Sądu Okręgowego w Płocku. Całą sytuację negatywnie ocenia prof. Piotr Kruszyński z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. - Wobec dziecka można wszcząć postępowanie wychowawcze, jeżeli rzeczywiście wykazuje przejawy demoralizacji. Jeżeli zachowuje się w sposób agresywny, bije kolegów, kradnie wtedy sędzia dla nieletnich powinien wkroczyć. Ale nie w sytuacji, kiedy chłopcy bawią się piłką na boisku i jest to nieszczęśliwy wypadek. Myślę, że sądy powinny koncentrować się na przypadkach prawdziwej demoralizacji. To jest koszmarna bzdura. Samo wszczęcie postępowania jest absurdalne – uważa Kruszyński. 11-letni Przemek nie ma problemów w szkole. Jest utalentowanym sportowcem. Zdobył wiele medali i dyplomów. Jest również stypendystą prezydenta miasta Płock. - Są kryteria, które szkoła musi wziąć pod uwagę przy przyznawaniu takiego stypendium. Głównie liczą się wyniki w sporcie, ale warunkiem koniecznym jest minimum dobre zachowanie – tłumaczy Ewa Atasiewicz, dyrektor Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu Urzędu Miasta Płock. Dobrą opinię chłopcu wystawia też jego trener. - Nie mam z nim żadnych problemów wychowawczych. Jest normalnym chłopcem. Nic złego o nim nie można powiedzieć – mówi Grzegorz Wenerski, trener Przemka. Mimo tego sprawa Przemek był już w sądzie cztery razy. - Jeżeli nadgorliwy sędzia chciał wszcząć takie postępowanie, to powinien je zakończyć na pierwszym posiedzeniu. To są dzieci, chłopcy, którzy grali w piłkę na boisku. Traktowanie ich jak domorosłych przestępców, wzywanie kilkakrotnie na przesłuchanie, godzi w autorytet wymiaru sprawiedliwości – dodaje prof. Piotr Kruszyński. Sąd argumentuje, że musiał wzywać Przemka tak często, bo jego wersja wydarzeń nie zgadza się z wersją poszkodowanego chłopca. - Gips, który nosił poszkodowany została zdjęty. Kość w tym miejscu jest mocniejsza. Natomiast psychiki mojego syna nie da się w gips włożyć – mówi Stanisław Armata, ojciec Przemka. Po wizycie dziennikarzy UWAGI! w sądzie odbyła się rozprawa, na której przesłuchano Przemka i poszkodowanego chłopca. Sędzia nakazała chłopcom pogodzić się. Mama poszkodowanego chłopca nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Przysłała jednak do redakcji oświadczenie, w którym nie zgadza się z wersją wydarzeń przedstawianą przez Przemka. Uważa, że jej syn padł ofiarą chuligańskiego wybryku.