Czy zburzą ich dom?

Setki pism do wszystkich możliwych urzędów, dziesiątki decyzji i  ciągły lęk o przyszłość.  Mieszkańcy budynku przy ulicy Leszczyny w Warszawie codziennie słyszą o rozbiórce własnego domu. Przekręt, samowola, czy walka o widok z okna?

Ulica Leszczyny na warszawskim Mokotowie od początku swojego istnienia cieszy się złą sławą. Wszystko zaczęło się od kreski. - Rozdziela dwie strefy. Strefę, w której był zakaz budownictwa mieszkalnego i strefę typowo budowlaną – mówi architekt przygotowujący inwestycję. Na granicy grubej kreski powstały dwa budynki wybudowane przez Śródmiejską Spółdzielnie Mieszkaniową. Mapa była mało precyzyjna, kreska odpowiadała w rzeczywistości szerokości działki. - Zaznaczono na planie kreskę flamastrem a nie ołówkiem, którego używa się do precyzyjnych planów – wyjaśnia Karol Jełowicki, adwokat, pełnomocnik Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Mimo że dwa budynki stoją na terenach rolnych i łąkach, głośno jest tylko o jednym. Budynek numer 10 jest solą w oku sąsiadki mieszkającej w podobnym budynku na ostatnim piętrze. - Nie do końca wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Moja teza jest taka, że jest to sprawa prywatna sąsiadki. Ten budynek przeszkadza jej, bo zasłania widok z okna. Nie wiem, czy to nie jest główny motyw wszystkich nagonek – twierdzi mieszkaniec ulicy Leszczyny 10. To głównie ona od lat zasypuje wszelkie instytucje pismami domagając się rozbiórki samowoli. Założyła oddział Ligi Ochrony Przyrody, by zostać stroną w sprawie. Nie chciała wystąpić w telewizji, ale udostępniła nam pokaźną kolekcję dokumentów ilustrujących nadużycia. - Ja po prostu walczę, żeby prawo w Warszawie wreszcie zaczęło obowiązywać – mówi kobieta. Sprawą zajmowało się wiele urzędów. Między innymi: prezydent miasta, wojewoda, Samorządowe Kolegium Odwoławcze, powiatowy, wojewódzki i główny Inspektor Nadzoru Budowlanego, Prokuratura Rejonowa i Okręgowa, a także Sąd Administracyjny. W sprawie budynku było kilka wyroków, kilkanaście wzajemnie wykluczających się decyzji. Powstał nawet audyt wskazujący nazwiska osób winnych całemu zamieszaniu. - Sprawa jest skomplikowana. Ale w gruncie rzeczy składa się z bardzo prostych reguł. Na pewnym etapie musi być wydana decyzja zgodna z planem zagospodarowania przestrzennego. I tu powstał błąd, z tego co mówi sąd administracyjny. Następnym etapem jest sprawa pozwolenia na budowę. To jest jak w klockach lego, jednak decyzja zahacza o drugą. Wobec tego podważenie prawidłowości jednej decyzji, stawia pod znakiem zapytania drugą. Tu jakaś wina leży po stronie tego, co taki wadliwy akt wydał – mówi Janusz Drachal, Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie. Budynek jest wyższy niż przewidziano w pozwoleniu na budowę, powstał też zbyt blisko sąsiedniej działki. Budowę wstrzymano. Nieprawidłowości uznano za nieznaczne uchybienie i w końcu dom zasiedlono. Dziś mieszkają w nim 24 rodziny. Sprawa Leszczyny 10 wędruje z biurka na biurko i nie wiele z tego wynika. Dużą aktywność w tej sprawie wykazuje organizacja, do której należy sąsiadka z naprzeciwka. Organizacja ta zaciekle walczy z samowolą budowlaną. - Wystąpiliśmy z wnioskiem o przywrócenie tego terenu do takiego stanu, jaki powinien być zgodnie z przepisami prawa. Władze powinny doprowadzić do usunięcia budowli z terenu. Który to budynek? Nie pamiętam, który to. Może pani zapyta mnie o to, co ja wiem. Nie znam dokładnie sprawy – powiedział w rozmowie z reporterką Paweł Kamiński, wiceprezes Transparency International Polska. - Była dokonana kontrola, w wyniku której stwierdzono, że są odstępstwa od otrzymanego pozwolenia na budowę. To nie jest samowola budowlana, ponieważ budynek został wybudowany na podstawie ostatecznej decyzji o pozwoleniu na budowę. A więc nie może być traktowany jako samowola - wyjaśnia Grzegorz Pawłowski z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego dla m.st. Warszawy. Nowy Plan zagospodarowania terenów ma przeciwdziałać podobnym przypadkom. Nadziei w nim upatrują też mieszkańcy feralnego budynku przy Leszczyny 10. ­- Plan nie określa, które budynki mają istnieć, a które nie. Plan określa przeznaczenie terenów. Akurat ten fragment przy ul. Leszczyny jest w planie ujęty jest jako tereny zabudowy jednorodzinnej – powiedział architekt. - Czuję się tu źle, nie czuję się tu spokojnie. Nie czuję się szczęśliwa, zadowolona w nowym mieszkaniu – mówi mieszkanka ul. Leszczyny 10. - To są rzeczy, które zbyt długo trwają i zbyt zaważają na naszym życiu. Jak każdy powinniśmy mieć tu spokojny dom – dodaje inna.. - Wziąłem kredyt na to mieszkanie. Informacja o tym, że budowa może być wstrzymana, a ewentualnie budynek może być rozebrany bardzo niekomfortowo na mnie podziałało. To mieszkanie było jedynym zabezpieczeniem tego kredytu – dodaje ich sąsiad. - Z punktu widzenia prawnego nie jesteśmy żadną stroną w tym sporze. My jesteśmy ofiarami – mówi mieszkaniec.

podziel się:

Pozostałe wiadomości