Niewiele trzeba by „to coś” szybko zaczęło przyciągać wielotysięczne pielgrzymki. Zazwyczaj jednak moda na takie domorosłe cuda szybko przemija. Czego zatem potrzeba, co decyduje o tym, że miejsce lub przedmiot oblegany początkowo przez ciekawskich zamienia się w prawdziwe miejsce kultu? W lesie w Michałowie rośnie brzoza, której kora w jednym miejscu utworzyła zarys twarzy. Ściągający tłumnie do drzewa ludzie mówią, że to twarz Chrystusa. Mówią, że natura uczyniła ten cud. Ponoć księża nie odwiedzają tego miejsca. Innym cudem, o którym mówiono w całej Polsce, był wizerunek Matki Boskiej na szybie. Nie wszyscy ją ujrzeli, niektórym tłumaczono, że to dlatego, że są niegodni. Jedni wierzą, że obserwują cud, inni nie. Podobnie z twarzą Jezusa na ścianie budynku, która ukazała się osiem lat temu. Dziś ledwie widoczne plamy na fasadzie są bardzo trudno rozpoznawalne. Jest za to tablica upamiętniająca ukazanie się cudu. Do miejsc kultu przyjeżdżają wycieczki autokarowe, są śpiewy i modlitwy. Pojawia się też wielu sceptyków – ale i tak wszyscy się tymi zjawiskami interesują. Ks. Paweł Stolarczyk, proboszcz parafii w Seceminie, mówi, że takie cuda pomagają w pamięci o wierze. - Ludzie szukają dziś kontekstu. Są głodni sensacji. Czasem ktoś do kościoła nie pójdzie, ale do lasu pojedzie.