Miesiąc temu pokazaliśmy reportaż o wypadku samochodowym, spowodowanym przez komendanta komisariatu policji w Bolesławcu. Prowadzony przez niego nieoznakowany radiowóz potrącił 17-letniego chłopaka. Mariusz Kozak trafił do szpitala. Choć od zdarzenia minęły dwa miesiące, Mariusz nadal ma zaburzenia równowagi, w chwilach silnego bólu ma nawet kłopoty z widzeniem. Lekarze twierdzą, że jego powrót do zdrowia może potrwać miesiącami. Komendant Andrzej M. twierdził, że nie zatrzymał się, bo myślał, że uderzył w drzewo. Uszkodzenie samochodu tłumaczył wcześniejszą kolizją z sarną. Próbował potem przekonać poszkodowanego, by nie nagłaśniał sprawy. Miejscowa policja wszczęła postępowanie o wykroczenie. Twierdzi, że doszło jedynie do kolizji, a nie wypadku drogowego. Jednak emisja reportażu UWAGI! doprowadziła do zmiany stanowiska policji. - Gdy dowiedzieliśmy się, że poszkodowany trafił ponownie do szpitala, wystąpiliśmy do prokuratora, by jeszcze raz rozważył możliwość wszczęcia śledztwa – mówi inspektor Adam Różycki, komendant powiatowy policji w Bolesławcu. – Może zachodzić obawa, że okaże się, ze nie chodzi o wykroczenie, ale o przestępstwo, czyli wypadek drogowy. Jednak komendant przekazując prokuraturze materiały z policyjnego postępowania nie poinformował o tym, że Andrzej M. próbował naprawić uszkodzony radiowóz bez powiadamiania przełożonych, ani o próbie mataczenia przez policjanta, który pod pozorem zadośćuczynienia, namawiał Mariusza Kozaka do zapomnienia o wypadku. - Może wynikało to z jego dobroci serca i chciał naprawić szkody moralne i materialne – mówi inspektor Adam Różycki, a zapytany, dlaczego nie poinformował o rozmowie podwładnego z Mariuszem, którą zarejestrował reporter UWAGI!, tłumaczy: - A mogłem nie oglądać reportażu? Jednak komendant musiał znać reportaż, bo przysłał do redakcji UWAGI! maila, w którym zarzucił reporterowi manipulację informacjami, aby pokazać obraz policji zdemoralizowanej, tendencyjnej, mataczącej w obronie swoich funkcjonariuszy. Również prokurator z Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu nie wykazał zainteresowania dowodami na próbę mataczenia przez Andrzeja M. Nie chciał oglądać zapisu rozmowy komendanta z potrąconym chłopakiem. - Pan nie szanuje mojego czasu – wyjaśnił powody swej niechęci prokurator Adam Zieliński. Inaczej zareagował prokurator z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu. Po obejrzeniu reportażu zapowiedział, że Prokuratura Apelacyjna zwróci się do Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze, nadzorującej Prokuraturę Rejonową w Bolesławcu, o wyjaśnienie sprawy. - W państwa nagraniu padają sformułowania, uzasadniające podejrzenie, że mogło zostać popełnione przestępstwo utrudniania postępowania w sprawie wypadku drogowego – mówi Krzysztof Schwartz, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu. Równie stanowczo wypowiada się karnista z Katedry Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uważa on, że bolesławiecka prokuratura powinna zostać wyłączona z tego postępowania, a miejscowa policja i prokuratura skontrolowane. - Gdyby chodziło o zwykłą osobę, prokuratura prowadziłaby postępowanie bardzo energicznie i bez wątpienia wystąpiłaby z aktem oskarżenia – mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski z Katedry Prawa Karnego UJ. – Mamy tu do czynienia z całym ciągiem zaniechań. Robi się wszystko, by nie zrobić nic. Tej sprawy nie można zostawić bez dalszego ciągu. UWAGA! będzie śledzić dalszy ciąg sprawy wypadku, spowodowanego przez policjanta z Bolesławca. Zobacz także:Komendant policji potrącił chłopaka Policja na czerwonym świetlePolicja nie do ruszenia ---strona---